Wir życia

Pierwsze słoneczne promienie zawitały do sypialni Franceski. Przeciągnęła się leniwie i niewyraźnie otworzyła oczy. Obok niej leżał jej narzeczony Charlie. Uwielbiała patrzeć na niego kiedy spał. Zbliżyła swoje usta do jego i złożyła na nich pocałunek. Zamruczał przecierając oczy.
– Już nie śpisz? – oparł się na swojej ręcę by lepiej ją widzieć,a kiedy zrobiła to samo założył kosmyk jej włosów za ucho. – Wiem co cię gryzie, kochanie pójdzie ci świetnie,na pewno cię przyjmą…
– Skąd ta pewność? – Posłała mu uśmiech a on w opowiedzi namiętnie ją pocałował.
– Bo jesteś… – mówił w przerwie pomiędzy pocałnkami – moją piękną narzeczoną…
Można było powiedzieć że byli parą idealną. Ona – piękna o ciemnych włosach i równie ciemnych głębokich oczach, dopiero co skończyła studia. On – przystojny blondyn o dobrej posadzie. Przyszłość miał zapewnioną, jego ojciec, którego ona nie znała, prowadził dobrą firmę. Nigdy nie rozmawiali o niej ani o jego ojcu. Nie wiedziała nawet jak firma się nazywa i czym się zajmuje. Wiedziała że Charlie żywi w sobie pewną niechęć do ojca. Kiedy jego matka zaszła w ciążę, ona i jej luby mieli po 18 lat. Żadne z nich tego nie planowało. Ojciec Charliego zostawił jego matkę jedynie z co miesięcznymi alimentami na ich wspólne życie. Mimo wszystko narzeczony Franceski wyrósł na porządnego człowieka.
Nie mieszkali razem,ale często nocowali u siebie nawzajem,częściej u niej. Odziedziczyła po zmarłej ciotce mały,przestronny domek na przedmieściach z niewielkim ogródkiem obok. Nic więcej im do szczęścia nie brakowało,mieli dach nad głową i co najważniejsze siebie.
– Chyba wiem co może cię rozluźnić… – Charlie pocałował swoją narzeczoną, a jego ręka zjechała po jej brzuchu w miejsce pomiędzy nogami.
– Charlie nie, nie mam czasu… – Szybko wystrzeliła z łóżka zostawiając go tam samego.
Posałała mu jeszcze buziaka i ruszyła w stronę łazienki. Otworzyła szafę i wybrała z niej prostą, elegancką, granatową spódnicę i białą koszulę z krótkimi rękawami. Włosy postanowiła upiąć w mocnego koka. Obmyła porządnie twarz wodą. Nałożyła na rzęsy trochę tuszu, wszystko zaakcentowała bordową szminką, która pięknie wypełniła jej usta. Kiedy wyszła z łazienki Charlie stał w kuchni w samych bokserkach i popijał kawę.
– Dla kogo się tak wystroiłaś? – Zapytał kiedy podeszła do niego i popiła łyk kawy z jego kubka.
– Dla mojego kochanka,nie wiesz? – zapytała śmiejąc się, a on przyciągnął ją do siebie i mocno pocałował.
– To pozdrów go ode mnie. – Wyszedł na chwilę z kuchni i wrócił w białej koszuli i jasnych jeansach. – Kotku pamiętasz o moim wyjeździe?
-Jakbym mogła zapomnieć? Wyjeżdzasz dziś na wyjazd integracyjny,wracasz juro wieczorem, a ja tu będę sama usychać z tęsknoty… – Podeszła do niego i poprawiła mu krawat. Pocałowała go jeszcze raz i wybiegła z domu łapiąc w biegu parę czarnych szpilek,bo taksówka właśnie zajechała pod jej dom.
—————————————————————————————————————————————————
Kiedy zajechała pod siedzibę Luku była cała zdenerwowana i co najgorsze spóźniona. Rzuciła się biegiem w stronę drzwi, a następnie w stronę windy którą przytrzymał dla niej jakiś mężczyzna. Kiedy drzwi windy otworzyły się w końcu na piętrze czwartym przebiegła korytarz w poszukiwaniu siedziby prezesa firmy. W końcu na nie natrafiła i już chciała wchodziś kiedy usłyszała za sobą krzykliwy, kobiecy głos.
– Co pani robi!? Nie można tak sobie tu wchodzić, a może raczej wbiegać za kogo pani się ma!? – kobieta zmierzyła ją zimnych spojrzeniem.
– Tak ja naprawdę, przepraszam ale pan prezes na mnie czeka…
– Ta jasne… I ja mam pani tak o uwierzyć? – Fran nie zamierzała się z nią wykłócać złapała za klamkę i otworzyła drzwi. Kobieta próbowała ją powstrzymać, w rezultacie czego dziewczyna wpadła do gabinetu i wlądowała na ziemi. Przy oknie stał jakiś mężczyzna,szybko się odwrócił.
– Dorthe? Co tu sie dzieje? – Mężczyzna podszedł do nich.
– Ja…Ja przepraszam pana prezesa,próbowałam powstrzymać tą furiatkę,ale wpadła tu! – Dorothe zaczęła histerycznie wymachiwać rękami.
– Dosłownie wpadła. – Dodał prezes śmiejąc się pod nosem. – Dobrze Dorthe możesz wyjśc dziękuję. – Osłupiała kobieta jeszcze chwilę popatrzył na niego po czym wyszła zamykając drzwi. – A ty wstań proszę. – Dopiero teraz kiedy stał nad nią z wyciągniętą ręką zdała sobie sprawę że nadal siedzi na ziemi. Skorzystała z jego pomocy i mało zgrabnie wstała.
– Dziękuję. – Spłonęła rumieńcem i posłała mu wstydliwy uśmiech.
– A więc co cię do mnie sprowadza…furiatko? – spytał mężczyzna wciąz się śmiejąc.
– Przepraszam to nie tak miało wyglądać… Ja przyszłam tutaj na rozmowę o pracę,tylko że się nieco spóźniłam więc wbiegłam tu szukając pana gabinetu a kiedy w końcu znalazłam to ona mnie zatrzymała… – Franceska spóściła głowę.
– Panna Franceska Evans? – Nie czekając na odpowiedź pokazał jej gestem ręki by usiadła naprzeciwko niego. – Już myślałem że zmieniła pani zdanie,ma pani przy sobie swoje CV?
– Tak,oczywiście – Podała mu dokument. Czytał je bardzo powoli,miała wrażenie że czyta każde zdanie przynajmniej 3 razy. W tym czasie ona pozwoliła sobie na przyjrzenie się jemu. Był to przystojny mężczyzna,mógł mieć najwyżej 40 lat. Miał ciemne włosy, świetnie ułożone zresztą. Jego głębokie niebieskie oczy śledziły każde słowo,literka po literce.
– No cóż… – powiedział i odczekał chwilę,jakby myślał nad tym co powiedzieć. – Jest pani bardzo młodą osobą, ma pani zaledwie 22 lata i nie ma pani za dużych kompetencji ale myślę że zdobędzie je pani w naszej firmie na stanowsiku mojej sekretarki. – Patrzyła na niego z szeroko otwartmi oczami. Nie mogła wydusić z siebie słowa. – Cóż, widzę że odebrało pani mowę, nie wiem czy to dobrze,czy źle, ale nie mam czasu na roztrzygiwanie tego bo zaraz zaczyna mi się spotkanie. – Spojrzał na zegarek. – W takich okolicznościachzapraszam panią dziś na kolacje, porozmawiamy o warunkach i moich wymaganich względem pani, proszę zapisać na kartce swój adres i zostawić go u Dorothe, podjadę po panią, myślę że około godziny 20.
– Dziękuję panu bardzo… – Wydukała niewyraźnie.
– O widzę że powoli dochodzi pani do siebie, więc może niech pani od razu zapisze mi tu swój adres. – podał jej skrawek kartki a ona nakreśliła na nim wiekimi literami swój adres. – Dobrze, a teraz jestem zmuszony panią przeprosić…interesy,sama pani rozumie.
– Tak! Oczywiście jeszcze raz panu bardzo dziękuję. Dowidzenia! – Wstałą i pospiesznie wyszła z jego gabinetu. Minęła biurko Dorothe i wsiadła do windy. Kiedy wyszła z budynku poczuła, że cały stres i ciężar który odczuwała opadł.

Dodał/a: Czarnooka w dniu 27-07-2016 – czytano 3303 razy.
Słowa kluczowe: początek praca narzeczony prezes Czarnooka

Komentarze (1)

xyzdnia 2016-08-06 11:54:18.

Moglabys wymyslic cos sama, a nie sciagac z 50 Twarzy Greya

Prosimy o nie dodawanie danych osobowych, adresów e-mail, numerów komunikatorów, numerów telefonów itp.

Komentarz do "Wir życia"

(pole wymagane)

(pole wymagane)

(pole wymagane)

Leave a Reply

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.