Trzymając ją za włosy, mocno odchyliłem jej głowę i całowałem szyję. Pachniała niesamowicie. Słodko. Leżąc na boku drugą rękę trzymałem na jej piersi. Okrągłej, jędrnej, miękkiej. Jak jej skóra. Zacząłem coraz mocniej ją zaciskać. Nie krzyczała. Była taka piękna. Przesunąłem rękę niżej, na brzuch, podbrzusze i wreszcie na wargi. Na to czekałem. Drżenie spanikowanego ciała. Obłęd w oczach, pot na skroni. Nie wiedziała, co się wydarzy. Co siedzi w mojej głowie. Oderwałem usta od jej szyi i nachyliłem się nad nią. Zbliżając usta do jej małego uszka wyszeptałem aby rozłożyła ręce na boki. Posłusznie dotknęła dłońmi aksamitnej pościeli. Przesunąłem po niej palcem. Była taka mała, drobna. Taka..dziewczęca. Rozchyliłem jej nogi. Zaczęła płakać. W dłonie ujęła gładką pościel, zamknęła oczy i czekała. Nie mogłem oderwać oczu od jej słodyczy. Czułem się tak, jakbym miał zaraz wybuchnąć z rozkoszy. Chwyciłem go w dłoń, delikatnie przesuwając ją w górę i w dół. Cisza, którą wypełniał jej nierównomierny oddech i łzy były niczym muzyka, która nastrajała tą piękną noc. Uniosłem jej rozchylone nogi lekko w górę, przysunąłem się i delikatnie zagłębiałem. Dalej. Głębiej. Ciaśniej. Dłonie niemalże wbiła w materac, głowę odwróciła w bok i rzewniej płakała. Nachyliłem się nad nią całując okolice jej uszu próbując ją uspokoić, lecz w tym momencie odepchnęła mnie od siebie. Zaczęła bić po klatce i głośno krzyczeć. Nabiła mi przy tym kilka siniaków, za co odpłaciłem uderzeniem w twarz. Krzyk ucichł, ręce opadły. Pozostał płacz i dziecinna niemoc. Z kącika ust, z pękniętej wargi leciała krew. Plamiła jej jasną cerę. Pchnąłem do końca. Krzyknęła i umilkła w tym samym momencie. Kolejna strużka krwi. Cudownej cieczy. Uwierz, że czułem jak uchodzi z niej życie.. Szybkie, mocne, głębokie ruchy odzwierciedlały się na jej opuchniętej twarzy. Odwróciłem ją na brzuch. Wyciągnęła ręce przed siebie, a ja rozchyliłem jej pośladki. Wszedłem delikatniej. Brzydziła się mną tak bardzo, że nabrałem ochoty na więcej. Włożyłem jej palec do ust, który bardzo dokładnie nawilżyła. Pysznie. Przyłożyłem go do jej małej dziurki. Masowałem. Z powrotem do jej ust. Ledwo powstrzymała wymioty. Wyciągnąłem go dużego, spragnionego i przyłożyłem do tej małej rozkoszy. Był z krwi i śluzu. Jego żyły pulsowały i nie chciał dłużej czekać, lecz musiał, ponieważ jej ciało uciekało na boki prosząc abym tego nie robił. Nie znała tego uczucia. Pod tym względem była dziewicą. Chwyciłem ją za szyje i wszedłem do połowy. Czułem jak rozrywa ją od środka. Jej krzyk tłumiła twarz wciskana w materac. Strach, wstyd. Mnóstwo krwi i kolejne pchnięcie do końca. Rozwścieczone dłonie ciskała w bogu ducha winne łóżko. Gęsta, ciemno czerwona krew.. Już dawno nie czułem tak silnej przyjemności. Jej spięte mięśnie nie pozwalały rozluźnić atmosfery. Przez to ból był tak silny, płacz bezustanny, a moje ruchy bezlitosne. Uniosłem w górę jej biodra. Krew kapała na pościel, tworząc nieprzyjemną plamę. Teraz mogłem wchodzić szybciej i mocniej. Puściłem jej szyje i chwyciłem włosy. Mocno pociągnąłem i odchyliłem na bok. Miałem piękny obraz zakrwawionej i zapłakanej twarzy. Dwa ostatnie pchnięcia i wytrysnąłem na jej pośladki. Głośno odetchnęła, jakby z nadzieją, że już po wszystkim. Odwróciłem ją z powrotem na plecy. Z bólu nie mogła na nich leżeć i strasznie się rzucała. Kolejny policzek w twarz, na uspokojenie. Była twarda. Wciąż przytomna. Z szafki obok łóżka wyjąłem mały ostry nóż. Bała się otworzyć oczu. Przyłożyłem go do boku jej piersi i zacząłem powoli obrysowywać jej kształt. Natychmiast, jakby zaciekawiona przeniosła zamroczony wzrok w dół. Gdy ujrzała to dzieło, schowała twarz w dłoniach. Zupełnie jak mała dziewczynka. Płakała niemalże bezgłośnie i nie chciała mi pokazać jak to robi. Przycisnąłem go mocniej i pocałowałem ją w czoło. Teraz druga piękna pierś. Kiedy skończyłem chwyciłem ją i posadziłem okrakiem na sobie, nie miała siły siedzieć prosto. Przelewała się w moich dłoniach. W końcu chwyciłem ją za ramiona. Włosy miała z tyłu, głowę spuszczoną, a spod jej krągłości sączyła się kolejna krew, która zatrzymywała się na moim podbrzuszu. Była taka gorąca lecz było w niej coraz mniej życia. Zrzuciłem ją z siebie, znów leżała na plecach. Nieobecna. Moje dwa palce penetrowały wnętrze jej pochwy, brutalnie rozpychając ją na wszystkie strony. Nic. Ani kropli. Jej oczy.. po prostu zrobiły się suche. Nic nie sprawiało, że znów płakały. Ani bicie, ani mocne i głębokie pchnięcia. Nic.. Wpatrywała się w okno. W czarne bezgwiezdne niebo. Nie było jej przy mnie. Już nie. Nie chciałem, żeby to się tak szybko skończyło. Chciałem jej jeszcze tyle dać. Jedynie za kilka łez i drżenie ciała.. A ona wybrała otchłań. Ciemną, zimną przepaść. Nie byłem zły. Ułożyłem się obok i wtuliłem twarz w to słodko pachnące ciało. Położyłem dłoń na brzuchu, po którym krew płynęła już znacznie wolniej. Zasnąłem z nadzieją, że kiedy otworze oczy, znów usłyszę jej płacz..