Oczy w kolorze kłamstw cz. 4

To było jak zły sen. Koszmar, z którego za chwilę miała się obudzić. Słyszała głosy i hałas dookoła, ale zupełnie nie zwracała na niego uwagi. Przed oczami miała tylko bladą twarz Ernesta, pozbawioną życia. Jego oczy wciąż wpatrywały się w nią wywołując gęsią skórkę. Nie mogła zrozumieć, jak to się stało. Dlaczego przytrafiło się to właśnie im?
Przeszył ją dreszcz i znowu zaniosła się szlochem. Podkurczyła kolana pod samą brodę i schowała twarz w dłoniach. Jak to możliwe, że jej mąż nie żył? Przecież rozmawiała z nim kilka godzin temu. Wszystko było w porządku.
– Pani Maciejewska? – usłyszała nagle.
Podniosła głowę i zobaczyła nad sobą ciemnowłosą policjantkę. Skinęła tylko głową, niezdolna wydusić słowo.
– Możemy chwilę porozmawiać? – zapytała kobieta. Znowu potakujące kiwnięcie. – Starsza sierżant Milena Stańczyk. Przykro mi z powodu śmierci pani męża.
– Mnie też jest przykro – szepnęła Łucja i podniosła się z ziemi. Objęła się ramionami, stwarzając złudne poczucie ciepła. Wciąż było jej strasznie zimno.
– Niestety muszę zadać pani kilka pytań – powiedziała kobieta. – Możemy?
Łucja zgodziła się, a wtedy policjantka sięgnęła po notatnik i przeniosła wzrok z powrotem na nią.
– To pani znalazła ofiarę?
– Ofiarę?- szepnęła ze zgrozą. Teraz tak będzie się o nim mówić? – zastanawiała się w duchu.
– Pani mąż został zamordowany. Chcę tylko ustalić fakty – wyjaśniła sierżant i spojrzała na nią łagodniej.
– Chciałam zrobić mu niespodziankę. Przyjechałam z kolacją. Przyszłam tu i zobaczyłam Paulę biegnącą w moją stronę. Ona musiała znaleźć go pierwsza… Próbowałam się dowiedzieć, co się dzieje – urwała na chwilę i odetchnęła – ale niczego nie mogłam z niej wyciągnąć. Chciałam więc sprawdzić sama.
– Co pani wtedy zrobiła?
– Skierowałam się w stronę tamtego korytarza – powiedziała Łucja, wskazując jednocześnie korytarz, wokół którego teraz zbierało się kilku mundurowych i sanitariuszy. Zauważyła, że policjantka co jakiś czas notuje. Zastanawiała się, czy jakiekolwiek informacje, które posiada, będą w stanie jakoś pomóc.
– Co było dalej?
Łucja odchrząknęła.
– Paula krzyknęła żebym tam nie szła.
To wyraźnie zainteresowało policjantkę. Uniosła głowę i spojrzała na swoją rozmówczynie.
– Tak powiedziała?
– Tak. Chyba tak. Sama była przerażona. Wydaje mi się, że chciała mi oszczędzić tego widoku.
Policjantka ponownie coś zanotowała. Dalszy ciąg był jej właściwie znany. Łucja zadzwoniła pod 112 i powiedziała, że jej mąż leży martwy. Podała adres i rozłączyła się. Nie była w stanie nic więcej powiedzieć. Kiedy pojawiła się policja, siedziała przy ciele męża blada jak ściana, kołysząc się w przód i w tył. Policjanci schowali broń – środek ostrożności, kiedy upewnili się, że ani ona, ani kobieta siedząca obok wejścia nie są uzbrojone. Ofiara miała skręcony kark. Milena nie mogła sobie wyobrazić, że któraś z obecnych tu kobiet, tak łatwo poradziłaby sobie z tym rosłym mężczyzną. Mimo to, były na miejscu zbrodni, a tego nie można było lekceważyć. Zwłaszcza, że mogły działać wspólnie.
– Jakie relacje łączyły Paulę Krzemień z pani mężem? – zapytała.
Łucja zaczęła rozmasowywać sobie skronie. Wzruszyła ramionami.
– Nie wiem. Chyba żadne. To znaczy… Teraz. Wcześniej pracowali ze sobą. Paula była jego asystentką. Miał ją zwolnić zaraz po tej wystawie. Nie wiem co tu dziś robiła – przyznała.
– Przyszłyście panie w tym samym momencie? – zainteresowała się kobieta.
Łucja pokręciła głową.
– Ona była chwilę przede mną. Kiedy przyjechałam, widziałam jak wchodziła do galerii.
– Czyli nie była tu od początku pani przyjścia?
– Nie.
Policjantka znowu coś odnotowała, zapytała o godzinę, w której Łucja przyjechała do galerii. Kobieta miała nadzieję, że to ostatnie pytanie, jednak panią Stańczyk interesowało jeszcze, czy Ernest nie miał przypadkiem jakichś wrogów.
– Nie przypominam sobie – powiedziała Łucja.
– To znaczy tak, czy nie? – policjantka uniosła jedną brew. Jej rozmówczyni westchnęła ciężko.
– Był bardzo lubiany. I ciężko pracował. Nie wiem, gdzie miałby poznać swojego arcywroga. W środowisku artystów panuje pewna zawiść, zazdrość. Ale nie jest tak wielka, by zabić. Kontrolują się. Uśmiechają do siebie i przychodzą na swoje wernisaże.
– Największy konkurent pani męża? – zapytała panie sierżant.
Łucja zamyśliła się. Szczerze mówiąc, nie interesowała się tym tematem jakoś szczególnie. Widziała wszystkie prace Ernesta, wspierała go i przychodziła na każdą wystawę. Ale ponieważ pracował również w domu, wolne chwile chciała poświęcić na rozmowy o czymkolwiek innym. Praca stanowczo za bardzo go pochłaniała.
– Kacper Baleja – powiedziała w końcu. – Tak mi się wydaje. Ernest czasem przez niego przeklinał – uśmiechnęła się lekko na to wspomnienie. Policjantka znów coś zapisała i w końcu zamknęła notatnik.
– To na razie wszystko, pani Maciejewska. Niestety najprawdopodobniej jeszcze nie raz będziemy musiały porozmawiać – uprzedziła.
Łucja skinęła głową.
– Rozumiem.
Oparła się o ścianę i odetchnęła głęboko. Koszmar wciąż trwał. Obserwowała sierżant Stańczyk, do której właśnie podszedł jakiś starszy mężczyzna, również policjant. Wtedy kobieta odwróciła się w jej stronę.
– Pani Maciejewska, jeszcze jedno pytanie. – odezwała się. – Czy zauważyła pani, żeby zniknął któryś z obrazów?
Łucja pokręciła głową.
– Nie zwróciłam na to uwagi – przyznała.
Nagle nie wiadomo skąd pojawiła się Paula. Oczy miała zaczerwienione od płaczu. Łucję uderzyła myśl, że ta kobieta również wygląda jak ktoś, komu właśnie zamordowano męża. Nie mogła pozbyć się tej myśli.
– Powinnaś zauważyć, Łucja – odezwała się zimno. – Nie ma twojego portretu.

***

Otworzył oczy i przetarł powieki dłonią. Zerknął na zegarek. Było kilka minut po dwunastej. Delikatnie odgarnął kobiecą dłoń leżąca na jego piersi i wstał. Poszedł do kuchni napić się wody. Przypomniał sobie miniony wieczór. Nie wypił dużo, ale był tak zły, że myślał trochę nie jasno. Nie wiedział, dlaczego zabrał tę kobietę do siebie. Zwykle tego nie robił. Wolał chodzić do nich i po buziaku na “dzień dobry” wymykać się jeszcze przed śniadaniem. Teraz nie mógł sobie nawet przypomnieć jej imienia. Judyta? Julia? Cholerna whisky. Totalnie go zaćmiła.
Ale potrzebował tego. Chciał stłumić myśli o cholernej pani doktor. Nie chciała go, w porządku. Przecież nie pierwszy raz dostał kosza. Może bolało tak bardzo, bo ostatnim razem został odrzucony w liceum? Prychnął. To nie miało znaczenia. Szybko znalazł sobie pocieszenie. Łucja nie była mu do niczego potrzebna.
Nagle usłyszał jakiś ruch. Spojrzał w stronę sypialni i zauważył kobietę opierającą się o framugę. Miała na sobie jego białą koszulę i wyglądała diabelnie seksownie. Jej twarz oświetlało jedynie światło księżyca, padające też na ponętne, długie nogi i smukłe uda.
– Wracaj do łóżka – poprosiła.
Justyna. W końcu mu się przypomniało. Odstawił szklankę z wodą i poszedł w jej stronę. Przyciągnął ją do siebie i zanurzył dłoń w burzy ciemnych loków. Kobieta pocałowała go, a wtedy on przyparł ją do ściany i chwycił za krągłe pośladki. Justyna była chętna, gorąca i co najważniejsze – pod ręką. Skoro nie mógł mieć Łucji, zastąpił ją i nie czuł z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Jednak potem poczuł się jak ostatni łajdak, kiedy odwrócił tę kobietę tyłem do siebie, przyparł ją do ściany mocniej i zaczął sobie wyobrażać, że ma przed sobą złotowłosą Łucję, przy której tracił resztki zdrowego rozsądku.
Justyna rozłożyła delikatnie swoje uda i wypięła się zachęcająco. Wetknął palce prosto w jej kobiecość, bez uprzedniego przygotowania. Kobieta westchnęła głęboko i wygięła się jeszcze bardziej. Wsuwał palce głębiej i szybciej, głaszcząc drugą dłonią jej pośladki. Nie zawracała sobie głowy założeniem majtek, mógł ją posiąść w każdej chwili.
– Przeleć mnie – szepnęła gardłowo. Nie musiała prosić go dwa razy. Szybko odpakował i nałożył prezerwatywę leżącą na komodzie i wszedł w nią gwałtownie, zatykając jej usta dłonią, by nie krzyknęła. Tą samą, którą chwilę wcześniej ją pieścił. Justyna jęknęła. On tymczasem wsuwał się w nią głęboko, po to tylko, by po chwili wyjść niemal całkowicie. Torturował ją w ten sposób, a ona błagała o więcej.
– Tak… Jak dobrze… Wejdź głębiej, proszę – szeptała urywanie.
– Spokojnie, Łucja. Jestem w tobie – powiedział wprost do jej ucha, wkładając go najgłębiej jak potrafił. Nagle zamarł, uświadamiając sobie co właśnie powiedział. Justyna również znieruchomiała, po czym wyprostowała się i odwróciła twarzą do niego. Odgarnęła włosy z czoła i uśmiechnęła się chłodno.
– Więc chciałbyś teraz posuwać jakąś Łucję? – zapytała złośliwie wykrzywiając twarz.
– Może – odparł niewzruszony. Nie zamierzał się kajać. Kobiety takie jak Justyna, umiały wykorzystać uległych mężczyzn i ich wyrzuty sumienia.
Uśmiechnęła się lekko i zarzuciła mu ręce na szyję.
– To przeleć mnie tak, żeby żałowała, że jej tu nie było – powiedziała i zachęcająco otarła się o niego biodrami. Kiedy nie zareagował, uklękła przed nim, ściągnęła gumkę i chwyciła w dłoń jego męskość. Poprowadziła rękę w górę i w dół parokrotnie, tak, by znów sterczała z podniecenia. Potem wsunęła sobie jego penisa do gardła, delikatnie zaciskając na nim wargi osłaniające zęby. Wsuwała go do ust, pieściła czubek językiem i ssała, jednocześnie pieszcząc ręką jego jądra. Chciała doprowadzić go do końca, on jednak miał inne plany. Odsunął ją od siebie, pociągnął za łokieć tak, żeby wstała i ponownie pchnął na ścianę, tym razem przodem do siebie. Justyna rozłożyła nogi szerzej, a on w tym czasie nałożył kolejną prezerwatywę. Nawet w takiej chwili pamiętał o zabezpieczeniu. Uniósł jedną z jej nóg i posadził sobie na biodrze. Wszedł w nią, tym razem nieco delikatniej. Wodził dłońmi po jej ciele, aż wreszcie zatrzymał jedną z nich na jej szyi, by móc kontrolować jej oddech. Czasem zaciskał ją mocniej, by później tylko ją tam trzymać. Justyna jęczała z rozkoszy, kiedy tylko mogła wziąć do ust powietrze. W końcu wziął ją na ręce. Oplotła go obiema nogami, a on przygwożdżając ją do ściany, nie przestawał uderzać biodrami o jej biodra. W końcu doszedł, a ona zaraz po nim.

***

Rano obudził go dźwięk telefonu. Komórka wibrowała gdzieś w okolicach podłogi, ale zanim udało mu się ją namierzyć, telefon przestał dzwonić. Wtedy zauważył Justynę, która naciągała na uda krótkie spodenki.
– Wyspałeś się? – zapytała z szerokim uśmiechem.
– Szczerze mówiąc nie bardzo – mruknął przeciągając się. Zerknął na telefon. Było wpół do ósmej. Dzwoniła mama. Zastanawiał się, dlaczego telefonowała tak wcześnie. Uznał, że coś musiało się stać.
– Nie krępuj się, możesz oddzownić. Ja i tak już wychodzę – powiedziała kobieta, zakładając bluzkę.
– Nie musisz. Możemy zjeść razem śniadanie – rzucił, bardziej z wymagającej tego kultury niż faktycznej chęci.
Justyna uśmiechnęła się, jakby czytała mu w myślach.
– Nie chcesz tego. Poza tym nie jem śniadań – wzruszyła ramionami i podniosła z podłogi swoją torebkę. Zarzuciła pasek na ramię, po czym spojrzała na niego prowokująco.
– Zostawiłam w łazience swój numer. Zadzwoń gdyby Łucja znowu cię wystawiła. Pa.
Dorian odprowadził ją wzrokiem, a jak tylko usłyszał trzaśnięcie drzwi frontowych, oddzwonił do mamy. Tylko chwilę czekał aż odbierze, bo niemal od razu podniosła słuchawkę.
– Dorian, synu, jak dobrze, że dzwonisz.
Mężczyzna wstał, słysząc jej poddenerwowany głos.
– Mamo? Co się stało? – spytał starając się zachować spokój.
Izabela szlochnęła.
– Płaczesz? – Teraz Dorian naprawdę sie przestraszył. – Coś z ojcem?
Nie utrzymywał z tatą żadnego kontaktu, odkąd ten odszedł od matki, ale mimo to na samą myśl, że nie żyje, zrobiło mu się gorąco.
– Nie, ale… Mój przyjaciel… Synku, właśnie się dowiedziałam, że Ernesto nie żyje. Został zamordowany.

***

Łucja nie spała tej nocy. Nawet nad ranem nie zmrużyła oka, a mimo to nie potrafiła podnieść się z łóżka. Wpatrywała się w sufit, myśląc o tym, że jeszcze wczorajszego ranka dzieliła to łóżko ze swoim mężem. Serce jej pękało. Została sama…
Myślała, że najgorsze minęło. Pogubiła się, ale wróciła na właściwe tory i postanowiła zawalczyć o to, aby jej małżeństwo było takie jak dawniej. Zapomniała nawet o swoich podejrzeniach co do romansu Ernesta z Paulą. A może wolała to przemilczeć, bo sama nie była mu wierna? Teraz nie miało to znaczenia. Straciła Ernesta na zawsze.
Rozpłakała się znowu, chowając twarz w jego koszulce. Wciąż przesycona była jego zapachem. Czuła się tak, jakby jej mąż tu był.
Kto mógł mu to zrobić? Kto go jej odebrał?! – zastanawiała się.
Kiedy Paula powiedziała jej o obrazie, była wstrząśnięta. Dlaczego ktoś miałby ukraść jej obraz? Nie zginęło nic innego, nawet portfel Ernesta. Tylko ten pieprzony obraz. Nie miał większej wartości niż inne. Przynajmniej materialnej. Łucja zastanawiała się, czy ktoś nie chciał po prostu dodatkowo zrobić mu na złość. Podzieliła się swoimi przypuszczeniami z policją. Wyjaśniła też, że Ernest nigdy nie chciał sprzedać tego obrazu.
– Sprawca musiał zatem o tym wiedzieć. Wychodzi na to, że znał pani męża. Możemy wykluczyć przypadkowe morderstwo – dodała nieco ciszej, spoglądając na swego partnera. Mężczyzna skinął głową.
– Czy ktoś szczególnie interesował się tym obrazem? – zapytał.
Od razu przyszedł jej na myśl Dorian. Chciał odkupić obraz od Ernesta. Zagroził nawet, że bez tego wystawa w Berlinie się nie odbędzie. Oczywiście wszystko to przechodziło ustami Izabeli, ale ona wiedziała, że tak naprawdę to jej syn pragnie jej portretu. Nie zamierzała jednak dzielić się tym z policją. Wiedziała, że Dorian nie byłby zdolny do czegoś tak potwornego, a wciąganie go w sprawę mogło tylko sprawić im obojgu kłopoty. Nie chciała, żeby ich romans ujrzał światło dzienne. Dlatego pokręciła głową przecząco.
– A pani sobie kogoś przypomina? – mężczyzna zwrócił się tym razem do Pauli. Zmarszczyła brwi i zastanawiała się chwilę.
– Ostatnio pytał o niego syn Izabeli Tarnowskiej. Była kustoszem wielu wystaw Ernesta, także i tej. Chciała wystawić ją w galerii w Berlinie – na samą myśl zaświeciły się jej oczy. Potem jednak na powrót stały się smutne. – Ernest mówił mi, że warunkiem ma być zgoda na sprzedaż portretu jego żony. – Ostatnie zdanie wypowiedziała z lekką pogardą.
Łucja jednak nie poczuła się dotknięta, tylko zniesmaczona zazdrością byłej asystentki jej męża. W końcu nie miała ona do niego żadnych praw.
– I zgodził się?
– Oczywiście, że nie – wymamrotała Paula. – Mimo to, Izabela z niego nie zrezygnowała. Widać, pozwoliła synowi obejść się smakiem.
– Co pani ma na myśli? – zapytała sierżant Stańczyk.
Paula wzruszyła ramionami.
– To oczywiste, że Izabela nie chciała tego obrazu dla siebie. Zapytała o niego raz, na początku ich współpracy i wiedziała, że Ernest by go nie sprzedał. Teraz musiał ją o to poprosić syn.
– Czy zna pani jego nazwisko?
– Dorian Tarnowski – odparła Paula bez wahania. Łucja poczuła przypływ gniewu. Nie okazała tego jednak.
– Dziękujemy paniom za poświęcony czas. Odezwiemy się jeszcze.
Gdy teraz o tym myślała, tor myślenia policji wydawał się logiczny. Zginął obraz z jej podobizną, którym interesował się ostatnio syn pani kustosz. To rzucało na niego podejrzenia. Ona jednak nie chciała, by Dorian miał z tą sprawą cokolwiek wspólnego. Nie chciała także, by uznał, że to ona naprowadziła ich na jego trop…
Mimo iż czuła się fatalnie, postanowiła do niego zadzwonić i go ostrzec. Sama nie wiedziała dlaczego. Może po prostu chciała z kimś porozmawiać?
Zanim jednak zdołała wybrać jego numer telefonu, jej komórka rozdzwoniła się w jej dłoni. Telepatia? Pomyślała spoglądając na wyświetlacz. Dorian.
– Halo? – wychrypiała przez ściśnięte od płaczu gardło. Odchrząknęła cicho.
– Łucja… Dzięki Bogu nic ci nie jest. Właśnie się dowiedziałem.
Kobieta zmarszczyła brwi. Skąd mógł wiedzieć?
– Mama dzwoniła do mnie z samego rana. Asystentka Ernesta zadzwoniła do niej, żeby powiedzieć co się stało… Tak mi przykro – powiedział, jakby czytając jej w myślach.
– Miałam zadzwonić – przyznała cicho. – Zginął mój portret. Paula powiedziała policji, że wypytywałeś o niego… – zamilkła, spodziewając się jakiejkolwiek reakcji, ale na próżno. Dorian milczał. Domyśliła się, dlaczego. Wiedział, co to dla niego oznacza.
– Ale nie masz z tym nic wspólnego, prawda? – spytała po dłuższej chwili. Musiała zapytać. Musiała się upewnić, że w tej sprawie może mu ufać.
– Oczywiście, że nie – odparł.
Nagle usłyszała jakiś hałas. Coś jakby dzwonek do drzwi. Jednak nie u siebie, u niego.
– Chyba zadzwoniłaś w porę. Muszę już kończyć. Dzwoń, jakbyś czegoś potrzebowała.
– Dobrze… – szepnęła ze łzami w oczach.
– Mówię poważnie. Jedno słowo i jestem – dodał i rozłączył się. Łucja odłożyła telefon i na powrót położyła się na łóżku. Wtulając się w koszulę Ernesta zastanawiała się, czy dobrze zrobiła uprzedzając Doriana o czekających go nieprzyjemnościach. Gdyby jednak miał coś na sumieniu, element zaskoczenia byłby wskazany. A ona? Czy nie powinna zacząć martwić się o siebie? Przecież morderca zabrał z galerii jej portret. Dopiero teraz do niej dotarło, że to nie mógł być zwykły zbieg okoliczności.

***

Dorian otworzył drzwi i tak jak się spodziewał, ujrzał przed sobą dwójkę nieznajomych mu ludzi, machających przed nim odznakami.
– Pan Dorian Tarnowski?
– Zgadza się. W czym mogę pomóc? – zapytał.
– Starsza sierżant Stańczyk, a to mój kolega, komisarz Albert Nożyński. Możemy zająć panu chwilę? – zapytała kobieta.
Po chwili wahania wpuścił ich do środka. Od wyjścia Justyny zdążył jedynie się ubrać i wypić mocną kawę. Nie przejmował się porozrzucanymi ubraniami, aż do teraz. Zbierał je, kiedy prowadził “gości” do salonu.
– Wie pan, w jakiej sprawie przychodzimy? – zapytał mężczyzna.
– Domyślam się – odparł Dorian.
– Ach tak? – zainteresowała się pani sierżant.
– Moja mama zadzwoniła do mnie z samego rana zapłakana. Powiedziała, że jej przyjaciel Ernest nie żyje. I że prawdopodobnie został zamordowany – dodał odrzucając ubrania na najbliższy fotel.
– Dlaczego zadzwoniła akurat do pana? – zapytał mężczyzna. Dorian wydawał się zaskoczony tym pytaniem.
– Nie wiem, może dlatego, że jestem jej synem? – spytał zakładając ramiona na piersi.
– Gdzie pan był poprzedniej nocy?
– Dlaczego pani pyta? – oczywiście wiedział dlaczego. Nie mógł jednak się do tego przyznać. To byłoby tak, jakby podał im siebie i Łucje na talerzu.
– Proszę odpowiedzieć – nakazał jej partner.
– W domu. Dokładnie w tej sypialni – rzucił i skinął głową w kierunku drzwi, które miał za sobą.
– Sam?
Mężczyzna uśmiechnął się.
– Tak się składa, że nie. Nie rozumiem tylko, dlaczego Was to interesuje.
Stańczyk i Nożyński wymienili spojrzenia.
– Jak pan słusznie wspomniał, pan Ernest Maciejewski został zamordowany. Wykluczyliśmy morderstwo na tle rabunkowym, jednak okazało się, że z galerii zginął jeden obraz.
– Nieszczególnie interesuje się sztuką. To domena mojej matki – wszedł w jej słowo.
– Czyżby? Wiemy, że pana uwagę zwrócił jeden z obrazów. Przypadkowo jest to ten sam obraz, który zaginął. Jak pan to wyjaśni? – spytał komisarz.
Dorian wytrzymał jego spojrzenie. Nie zamierzał dać się zapędzić w kozi róg.
– Jak już powiedziałem: nie interesuje się sztuką. Kobiety, to zupełnie co innego. Portret mi się podobał, bo podoba mi się osoba na nim namalowana. Gdybym był na tyle popaprany żeby zabić, to porwałbym tę kobietę, a nie jakiś durny obrazek.
Ponowna wymiana spojrzeń. Komisarz zanotował coś w małym notesie. Jego koleżanka tymczasem zaczęła rozglądać się po jego mieszkaniu.
– Powiedział pan, że nie był sam tej nocy. Czy ktoś może to potwierdzić?
– Tak myślę. Proszę za mną – odparł i skierował się w stronę łazienki. Zarówno Stańczyk jak i jej kolega wydawali się trochę zaskoczeni. Ciekawość jednak zwyciężyła i bez wahania ruszyli za nim. Dorian włączył światło, otworzył drzwi łazienki i przepuścił panią sierżant w drzwiach. Wszedł za nią i wskazał lustro pomazane krwistą, czerwoną szminką. Justyna napisała na nim swój numer telefonu i inicjał imienia. Teraz cieszył się, że nie zmył tego zaraz po tym, jak to odkrył. Nie przepadał za takimi “niespodziankami”. Powstrzymał go jednak impuls, aby zadzwonić do Łucji.
– Proszę sobie go zapisać i zadzwonić. Myślę, że mnie pamięta – powiedział i mrugnął porozumiewawczo. Stańczyk jednak nie zareagowała. Przywołała skinieniem głowy swojego przyjaciela, który faktycznie spisał numer widniejący na lusterku.
– Imię i nazwisko koleżanki?
– Justyna.
– To wszystko? – zapytał ze zdziwieniem Nożyński.
– Przykro mi – Dorian wzruszył ramionami. Cała trójka wyszła z łazienki i skierowała się do wyjścia.
– Proszę nam jeszcze powiedzieć, o której godzinie był pan z przyjaciółką w mieszkaniu?
Dorian zastanawiał się, drapiąc się leniwie po brodzie.
– Koło dwudziestej drugiej. Wcześniej siedziałem w barze. Tam ją zresztą poznałem.
– O której i w jakim barze?
– Mogło być przed dwudziestą pierwszą. Nie pamiętam dokładnie. “Dallas Bar”.
– Dziękujemy. Sprawdzimy to i mam nadzieję, że nie będziemy pana więcej niepokoić – powiedziała kobieta. Położyła dłoń na klamce, kiedy jej partner nieoczekiwanie się odezwał.
– Ostatnie pytanie. Wspomniał pan, że interesuje się kobietami, a konkretnie żoną pana Ernesta. Może pan to rozwinąć?
Dorian przeklął w duchu. Sam nie wiedział po co to powiedział. Uznał, że odrobina wylewności dobrze wpłynie na jego zeznania. Teraz nie był już tego taki pewien. Nie stracił jednak rezonu.
– Widziałem ją na wystawie. Nie miałem pojęcia, że to żona Ernesta. Próbowałem coś ugrać, ale dała mi kosza. To wszystko.
Komisarz Nożyński skinął głową i skierował się do wyjścia wraz ze swoją koleżanką. Kiedy drzwi się za nimi zamknęły, mężczyzna odetchnął z ulgą. Wolał żeby nie drążyli tematu. Wiedział bowiem, że romans z żoną zamordowanego nie wygląda dobrze. I nawet on, choć nie zdarzało mu się to często, poczuł ukłucie strachu.

***

– Co o tym myślisz? – to było pierwsze pytanie, jakie Milena zadała Albertowi zaraz po opuszczeniu luksusowego osiedla, na którym mieszkał Tarnowski. Zarówno ona jak i jej partner czuli się tam nie na miejscu. Śledztwo zmusiło ich do tego, by wejść w zupełnie nowy świat. Galerie sztuki, pieniądze, drogie obrazy… Na co dzień unikali takich miejsc i towarzystwa. Znacznie lepiej czuli się w tanim barze z butelką schłodzonego piwa i miseczką orzeszków. Milena nie mogła sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek była na prawdziwej wystawie, a nawet w galerii sztuki, nie licząc wczorajszej nocy. Podejrzewała, że jej przyjaciel Albert również nie umiałby odpowiedzieć na to pytanie.
– Coś mi w nim nie pasuje. I wbrew pozorom nie chodzi mi o to, że panienki zostawiają mu na lustrze numer telefonu wypisany szminką – dodał kręcąc głową.
– Mam nadzieję. Sylwia nie byłaby zadowolona – powiedziała Milena z uśmiechem. – Ale masz rację. Chyba nie powiedział nam wszystkiego. Równie dobrze sam mógłby pomazać to lusterko.
– Możliwe. Ale z drugiej strony, po co miałby to robić? Przecież to sprawdzimy.
Kobieta wzruszyła ramionami.
– Może liczy na to, że nie. – powiedziała i westchnęła – Podjedź na stację. Wezmę dwie kawy na wynos – mruknęła kiwając głową na znak drogowy informujący o stacji na odcinku trzech kilometrów.
– Robi się.
Kiedy mieli już w dłoniach papierowe kubki z kawą, wspólnie zaczęli analizować zebrane dotychczas informacje.
– Nie pasuje mi ta cała asystentka. Mówiłeś, że podczas zeznania przyznała, że pracuje z ofiarą. Tymczasem jego żona stwierdziła, że Maciejewski miał ją zwolnić po wystawie. Któraś z nich kłamie.
– Albo on którąś okłamał – mruknął Albert. Milena kiwnęła ręką zachęcając go by mówił dalej.
– Pomyśl tylko. Po co asystentka miałaby przyjeżdżać do galerii o tej porze? Mówiła, że chciała mu pomóc. Dlaczego więc zjawiła się tak późno, kiedy niemal wszystkie obrazy były już spakowane? Co chciała robić? Załadować je? Gdyby mieli romans, to wyjaśniałoby pojawienie się żony. Chciała go sprawdzić.
– Powiedziała mi, że przyjechała z kolacją. Rozejrzałam się i faktycznie znalazłam torbę z kanapkami. Myślę, że spotkała asystentkę przypadkiem i naprawdę była zaskoczona jej obecnością.
– Okej, przyjmijmy, że tak było. Ale to wciąż nie wyjaśnia tego, co robiła tam Krzemień. Załóżmy, że mieli romans, co nawiasem mówiąc wydaje mi się więcej niż prawdopodobne. Maciejewski zrywa z nią i żeby uspokoić żonę dodatkowo wywala ją z roboty. Z doświadczenia wiem, że porzucenie i zazdrość to silne motywy.
– Ale czy ona dałaby sobie radę z dużo silniejszym od siebie mężczyzną? – zastanawiała się głośno Milena.
– Zawsze mogła go zaskoczyć. Albo kogoś wynająć – stwierdził Albert upijając porządny łyk kawy.
Oboje potrzebowali kofeiny. Nie spali od momentu, w którym dostali zgłoszenie.
– Więc uznajemy, że to jedna z podejrzanych. Kogo jeszcze mamy? – spytała Stańczyk.
– Tarnowskiego.
Kobieta skinęła głową.
– Teoria z kradzieżą obrazu tylko i wyłącznie z powodu kosza, który dostał od żony Maciejewskiego wydaje mi się trochę naciągana. Z drugiej jednak strony, może to psychol, który zwyczajnie musiał mieć ten obraz, choćby dlatego, że nie mógł go dostać. Zakradł się do galerii myśląc, że nikogo tam nie będzie, a kiedy natknął się na Ernesta, spanikował i zabił go.
– Okej, więc zostawmy go na liście. Ktoś jeszcze?
– Na razie nie. Ale musimy sprawdzić Kacpra Baleję. Wygooglowałam go. To co robi jest ohydne.
– Co masz na myśli?
Milena opowiedziała mu o tym co przeczytała na temat skrajnego odłamku sztuki nowoczesnej, jaką prezentuje Kacper Baleja. Niektóre jego obrazy malowane były zwierzęcą krwią i ptasimi odchodami. Ponadto, w przeciwieństwie do Ernesta, rzadko malował portrety ludzi. Częściej były to rysunki padliny, ewentualnie twarzy ludzkich w stanie rozkładu. Żywych twarzy. Uznany za bardzo kontrowersyjnego, szybko zyskał popularność i rywalizował z Ernestem o miejsce najlepszego malarza czterech województw, czyli na ich nieszczęście – rejonu, w którym wspólnie wystawiali swoje obrazy.
– Myślisz, że to właściwy trop? – zagadnął Albert.
Wzruszyła ramionami.
– Nie zaszkodzi sprawdzić. Poza tym musimy skontaktować się z tajemniczą kochanką Tarnowskiego i potwierdzić jego alibi.
Mężczyzna westchnął.
– Czeka nas dużo pracy.
– Mmm. Boję się, że nawet więcej niż nam się wydaje.

Dodał/a: Danielle. w dniu 29-06-2016 – czytano 1475 razy.
Słowa kluczowe: opowiadanie seks zdrada romans. Danielle.

Komentarze (5)

domidnia 2016-06-30 23:07:27.

Świetne! Czekam na następne części

Dariadnia 2016-07-04 18:24:00.

Gdzie 4 czesc?

Danielle.dnia 2016-07-06 20:05:26.

Dario, nastąpiła pomyłka w numeracji i 3 część powtarza się dwa razy, jednak widać, że treść jest inna, dlatego należy jedną z nich (poprzedzającą cz. 5) traktować jako 4 🙂

Niktdnia 2016-07-12 16:22:22.

Kiedy następna część?

Danielle.dnia 2016-07-13 23:34:10.

Na początku przyszłego tygodnia 🙂

Prosimy o nie dodawanie danych osobowych, adresów e-mail, numerów komunikatorów, numerów telefonów itp.

Komentarz do "Oczy w kolorze kłamstw cz. 4"

(pole wymagane)

(pole wymagane)

(pole wymagane)

Leave a Reply

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.