Oczy w kolorze kłamstw cz. 11

Usłyszała pukanie i wiedziała, że nie ma już odwrotu. Sama nie wiedziała co ją podkusiło, by zadzwonić właśnie do Doriana, ale miała pełną świadomość tego, że tylko z nim może teraz porozmawiać. Chciała wyrzucić z siebie wszystko, nie ukrywając żadnych szczegółów, a przecież jego nie musiała się wstydzić. Był tak samo winny jak ona, co więcej, też brał w tym udział, więc nie musiała się bać, że ją potępi. A potrzebowała zapewnień, że mimo wszystko nie jest złym człowiekiem. Że to Ernest zachował się nie tak jak trzeba. Natalia przekonywała ją, że tak jest, ale ona nie znała prawdy o jej romansie z Dorianem. Czy gdyby było inaczej, zmieniłaby zdanie?
Łucja odetchnęła głęboko i ruszyła w kierunku drzwi. Otworzyła je już bez wahania i uśmiechnęła się z wysiłkiem na widok Doriana.
– Cześć. Cieszę się, że jesteś – powiedziała na wstępie i odsunęła się by ułatwić mu przejście.
Kiedy drzwi się za nim zamknęły, odwrócił się ku niej i zlustrował ją uważnym spojrzeniem.
– Zaniepokoił mnie twój telefon. Coś się stało? – zapytał od razu.
Łucja wzruszyła ramionami w geście bezradności. Pokręciła głową i bez słowa przytuliła się do niego. Czuła, że zaraz się rozpłacze, ale nie mogła sobie na to pozwolić. Za dużo łez już wylała. Poza tym, nie chciała płakać przy Dorianie, nie chciała jego współczucia. Pragnęła by po prostu jej wysłuchał.
– Ernest mnie zdradzał – przyznała cicho, kiedy głaskał jej włosy. Na chwilę jego ręka znieruchomiała, ale potem wróciła do łagodnej pieszczoty.
– Przykro mi – odparł poważnie.
Łucja odsunęła się od niego mrużąc oczy.
– Nie wydajesz się szczególnie zaskoczony – stwierdziła.
Dorian przejechał dłonią po włosach.
– Słyszałem jakieś plotki. Ale nie dawałem im wiary. Myślałem, że trzeba być idiotą, żeby cię zdradzać. Jak widać, twój mąż nim był.
– Nie mów tak. Przecież ja też nie byłam mu wierna. Wiesz o tym najlepiej – z jakiegoś powodu czuła się w obowiązku bronić męża. Przynajmniej do momentu, w którym nie wyjawi Dorianowi całej prawdy.
– Wiem. Czułem, że mieliście jakieś problemy. Inaczej nic by się między nami nie wydarzyło. Szczęśliwa kobieta nie zdradza. Mówiłem ci o tym.
Łucja skinęła głową. Okręciła się na pięcie i ruszyła w kierunku salonu. Dorian poszedł za nią. Usiadła na kanapie, on w fotelu naprzeciwko niej. Była rozczarowana. Chciała być blisko niego. Czuła się wtedy bezpieczniej.
– O jakich plotkach mówiłeś? – zainteresowała się.
– Po co ci to? Nie chcesz tego wiedzieć.
– Oczywiście, że chcę! Inaczej bym nie pytała. – żachnęła się.
Dorian zawahał się, jednak pod wpływem jej ponaglającego spojrzenia zaczął mówić.
– Na wystawie, tej na której się poznaliśmy, jakaś parka opowiadała, że on i jego asystentka… No wiesz. Podobno go uwodziła i w końcu się udało. Nie wiem ile w tym prawdy.
Łucja skrzywiła się. Kolejny sopel lodu przebijający jej serce. Ona też podejrzewała Ernesta o romans z Paulą. Nie miała na to jednak żadnych dowodów. Teraz też wolała wierzyć, że plotki o których mówi Dorian to rzeczywiście tylko plotki. Ile romansów jej męża miałoby ujrzeć światło dzienne? Ile jeszcze musiałaby znosić podobnych upokorzeń?
– Jest coś jeszcze – powiedziała po dłuższej chwili.
Dorian zmarszczył brwi i nachylił się ku niej. Widać było, że już nie podobało mu się to, co zamierzała mu powiedzieć.
– Miał kochankę. Zdradzał mnie z nią kilka miesięcy. I zrobił jej dziecko – powiedziała jednym tchem.
Dorian wpatrywał się w nią zszokowany. Chyba nigdy nie widziała go tak oszołomionego. Przez dłuższą chwilę nie wiedział co powiedzieć. W końcu wstał i dwoma krokami pokonał dzielącą ich odległość. Usiadł obok niej i przyciągnął do siebie, by znowu mogła się do niego przytulić.
– Jak się trzymasz?
– Kiepsko. Najgorsze jest to, że mam poczucie, że nie wolno mi mieć pretensji… Sama nie byłam mu wierna i…
– Przestań. Nie przypominam sobie, żeby nasz romans niósł za sobą tak poważne skutki – Dorian odchrząknął. Wyczuła jego zakłopotanie. Uśmiechnęła się lekko. Nagle jednak spoważniała.
– Rzecz w tym… – odetchnęła głęboko – że miałeś rację. Nie byłam szczęśliwa. Ernest nie chciał mieć ze mną dzieci. Nie tylko teraz, ale w ogóle. Po prostu uważał, że dobrze jest tak jak jest. Nie chciał, żeby cokolwiek się zmieniło. Uważał, że dziecko nas ograniczy. Bał się też, że zmieni się moje ciało. I teraz nagle dowiaduję się, że on już miał jedno dziecko. To boli, Dorian. Po prostu boli – szepnęła.
Mężczyzna objął ją jeszcze mocniej i zaczął gładzić dłonią po plecach.
– Powiedz, co mogę zrobić? Chcę ci jakoś pomóc.
Łucja odsunęła się lekko. Ich twarze znalazły się naprzeciwko siebie. Dorian zrozumiał jej spojrzenie, ale zawahał się.
– Nie chcesz? – spytała cicho, niepewnie.
– Nie chcę żebyś czegokolwiek żałowała.
– Nie będę – zapewniła go i przylgnęła ustami do jego warg.
Nie mógł się jej oprzeć. Tęsknił za jej ustami i śnił o ich wspólnych pocałunkach. Wplótł rękę w jej włosy i mocniej wpił się w jej wargi. Ich języki wirowały jak w tańcu, żarliwie pieszcząc wargi i siebie nawzajem. Spijali swój smak i rozpalali zmysły. Oczami wyobraźni mężczyzna już wsuwał jej rękę za materiał dżinsów. Gładził pośladki i zaciskał na nich palce. Wiedział jednak, że nie może wykorzystywać jej chwili słabości. Nawet, jeśli wydawało jej się, że tego właśnie potrzebuje. Poza tym, cały czas ciążyła mu myśl, że zanim do niej przyjechał, przespał się z inną kobietą. Może prysznic zmył z niego jej zapach, ale czułby się nie w porządku wobec obu kobiet, gdyby teraz pozwolił sobie z Łucją na więcej.
– Zaczekaj. – odsunął się od niej, choć wiele go to kosztowało. Nie chciał by było tak, jak wtedy, w ogrodzie, kiedy rozstali się jak wrogowie i wpędził ją w poczucie winy. Uśmiechnął się zatem czule i pogładził ją dłonią po policzku.
– Nie chcę, żebyś robiła to na złość jemu. Poczekam aż będziesz gotowa. Chcę żebyś pragnęła tego dla mnie i dla siebie, a nie w odwecie na mężu. Zgoda?
Łucja skinęła głową niepewnie. Już zamierzała się odsunąć, ale złapał ją za rękę i pociągnął tak, by opadła na jego kolana.
– Dokąd to? – zapytał z uśmiechem – Przytul się. Na to chyba możemy sobie pozwolić.
Kobieta opadła na niego, choć widać było, że wcale tego nie chce. Siedziała sztywno, wciąż trawiąc to, co się właśnie wydarzyło. W końcu odrzucił ją dwa razy. Doskonale wiedział, że Łucja nie przyjdzie do niego po raz trzeci. On jednak musiał zachować się w porządku. Rzadko to robił w relacjach z kobietami. Dla niej postanowił robić wyjątki.
W końcu stopniowo zaczęła się odprężać. W pewnym momencie poczuł, że jej oddech stał się miarowy, a głowa nieco bezwładnie układa się w zagłębieniu jego szyi.
– Łucja? – szepnął cicho.
Mruknęła cicho.
Uśmiechnął się delikatnie i wstał powoli, mocno trzymając ją w ramionach. Rozejrzał się dookoła, niepewny gdzie powinien iść. W końcu ruszył wgłąb jednego z korytarzy odbiegających od salonu. Pchnął nogą pierwsze drzwi i zajrzał do środka. Bingo. Wszedł głębiej i położył Łucję na wielkim, małżeńskim łóżku. Przykrył ją kołdrą i cicho zaczął wycofywać się w kierunku drzwi. Ciekawość jednak zwyciężyła. Zatrzymał się i zaczął rozglądać po wnętrzu pokoju. Sypialnia była jasna i przestronna. Wydawało się, że nie ma tu niczego, co mogłoby być niepotrzebne, pokój urządzony był wręcz minimalistycznie. Zauważył toaletkę w rogu pokoju. Zbliżył się do niej i wziął do ręki jeden z leżących na niej flakonów perfum. Wciągnął w nozdrza znajomy zapach i uśmiechnął się. Odłożył buteleczkę i spojrzał na Łucję. W wielkim łóżku wydawała się bardzo bezbronna i delikatna, a on czuł się tak, jakby naruszał jej intymną przestrzeń, więc postanowił jak najszybciej stamtąd wyjść. Zwłaszcza, że zdał sobie sprawę, że przez lata dzieliła z kimś to wielkie łoże.
Szybkim krokiem udał się do salonu i przystanął na chwilę, żeby zastanowić się co robić. Powinien zostać i poczekać, aż Łucja się obudzi, czy wrócić do siebie, żeby nie wprawiać jej w zakłopotanie? Postawił na drugą opcję. Ruszył w kierunku wyjścia i w momencie w którym miał pociągnąć za klamkę, usłyszał pukanie do drzwi. Otworzył je od razu i stanął twarzą w twarz z Karoliną. Kobieta zaskoczona uniosła brwi.
– Dorian? Co tu robisz? – zapytała.
Mężczyzna skinął jej głową na powitanie.
– Właśnie wychodziłem. Wpadłem do Łucji, żeby przekazać jej jakieś papiery od mojej matki. Poszła już spać. Chyba była zmęczona – wyjaśnił.
Karolina westchnęła przeciągle i skinęła głową.
– Nati powiedziała mi, że powinnam do niej zajrzeć. Chciałam sprawdzić co się dzieje, bo wydawało mi się, że było trochę lepiej. Ale skoro śpi, to i tak nic z tego.
Dorian przytaknął.
– Pójdę już. Jest późno, a muszę jeszcze zajrzeć do biura. Trzymaj się – rzucił i wyminął ją, cicho zamykając za sobą drzwi.
Czuł, że Karolina odprowadzała go wzrokiem do samochodu. Zastanawiał się, czy mu uwierzyła. W końcu chyba sama stwierdziła, że również nie ma tam czego szukać, bo widział we wstecznym lusterku, jak pakuje się do samochodu. Odetchnął z ulgą. Sam nie wiedział czemu skłamał. Mógł po prostu powiedzieć, że Łucja chciała pogadać. Ale nie chciał narażać jej na żadne pytania ze strony przyjaciółki. Czuł, że bardzo wstydziła się łączącej ich niegdyś relacji. Gdyby było inaczej, zadzwoniłaby do którejś z przyjaciółek, a nie do niego…
Zaklął w duchu. Dlaczego tak bardzo go to irytowało? Przecież była mężatką. Oczywiste było, że romans nie był dla niej powodem do dumy. Powinien się cieszyć, że do niego zadzwoniła i mogli się spotkać. Nawet, jeśli kierowały nią wstyd i poczucie winy.

***

Łucja po raz pierwszy od śmierci męża postanowiła wybrać się na większe zakupy. Do tej pory oprócz jedzenia, nie kupowała niczego. Karolina i Natalia przeprowadziły z nią jednak poważną rozmowę na temat zakupów w celach terapeutycznych, ponieważ uważały, że nie mogła pojawić się na wystawie w żadnej “pogrzebowej sukience”. Na początku buntowała się, twierdząc, że jest w żałobie i ma prawo do czerni, ale kiedy Karolina zaczęła wyciągać wszystkie sukienki w tym kolorze, Łucja przyznała, że faktycznie większość wygląda tak przygnębiająco, że najlepiej nadawała się na pogrzeb. Pozostałe były zbyt skąpe.
– Pożegnałaś go już ubrana w czarny worek. Teraz masz oddać hołd jego sztuce. Do tego nie potrzebujesz dołującej kreacji – rzuciła Karo.
– Nie mogę ubrać się na biało, to nie wesele – mruknęła Łucja.
– A kto mówi o bieli? Zobacz – przyjaciółka podsunęła jej kilka wzorów sukienek, które naprędce znalazła w Internecie. – Ta obcisła jej śliczna. Nie za krótka, nie za długa, podkreśli talię… Albo ta rozkloszowana z koronką. Super! Sama bym taką chciała… – rozmarzyła się.
– Nie krępuj się – powiedziała Łucja i uśmiechnęła się lekko – Ja pasuje.
– Lucy, daj spokój. Karolina ma rację – wtrąciła się Natalia – Masz prawo wyglądać ładnie, zwłaszcza, że będziesz przemawiać. Chodźmy na te zakupy, dobrze ci to zrobi.
Po chwili zastanowienia, w końcu im uległa i po kilku minutach były już w drodze do galerii handlowej. Obeszły kilka sklepów, ale w żadnym Łucja nie znalazła niczego wartego uwagi. Owszem, było kilka czarnych sukienek, ale niektóre wydawały jej się za krótkie, inne za ciężkie, zabijające jej talię, a jeszcze inne zbyt wydekoltowane. W końcu jednak trafiły na idealną sukienkę. Wiedziała o tym w momencie, w którym ją zobaczyła. Była bardzo podobna do tej, którą jeszcze w domu pokazywała jej Karolina. Obcisła, czarna sukienka przed kolano, z plecami o lekkim prześwicie, bo w większości wyszytymi koronką i z czerwoną wstążką oplatającą talię. Musnęła palcem ten lekki, jedwabisty akcent. Uśmiechnęła się pod nosem. Nie musiała w całości ubrać się na czarno. Ten czerwony kolor był oznaką małego buntu, jaki się w niej zrodził na myśl, że ma wychwalać swojego zmarłego męża pod niebiosa, mając świadomość, jak wielką krzywdę jej zrobił.
– Już wybrałam – odezwała się, pokazując przyjaciółkom swoją zdobycz.
– Obłędna – skwitowała Karolina.
– Przymierzaj! – dodała Natka.
Po dziesięciu minutach, Łucja była już szczęśliwą posiadaczką nowej kreacji. Udane zakupy poprawiły jej humor. Dała się nawet namówić na gorącą czekoladę. Kiedy poszły do kawiarenki znajdującej się na wyższym piętrze, Łucja zauważyła swojego pacjenta – Huberta. Siedział na ławce, trzymając przy nogach kilka toreb z zakupami. Rozglądał się, jakby na kogoś czekał. Kiedy ją zauważył, uśmiechnął się lekko i zaczął iść w jej stronę.
– Dziewczyny, zamówcie mi czekoladę, dołączę za chwilę – powiedziała i wyszła mu naprzeciw.
– Dzień dobry – odezwała się.
– Witam, pani doktor. Nie przypuszczałem, że spotkamy się poza kliniką. Chociaż i tam już pani nie widuję… – zauważył z bladym uśmiechem.
Skinęła głową ze smutkiem. Serce ścisnęło jej się z żalu. Prawie w ogóle nie myślała o swoich pacjentach w ostatnim czasie. Jej problemy wysunęły się na pierwszy plan. Zapomniała, jak ciężko nagle zmienić terapeutę, opowiadać swoją historię od początku i otwierać się przed kimś obcym. A ona naraziła na to wszystkich swoich pacjentów. Westchnęła ciężko.
– Wybacz, Hubercie. Jestem na zwolnieniu z powodów osobistych. Próbuję pozbierać się do kupy… Chciałabym wrócić do pracy, wierz mi. Tęsknię za tym. Za pomaganiem innym. Ale na razie chyba muszę pomóc sobie. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz.
– Oczywiście. Słyszałem od pani asystentki, że spotkała panią jakaś rodzinna tragedia. Gdybym mógł jakoś pomóc… Proszę powiedzieć. Jestem to pani winien.
– Nic mi nie jesteś winien, ale dziękuję. Mam nadzieję, że wkrótce zobaczymy się w moim gabinecie i będziemy mogli spokojnie porozmawiać. Tymczasem muszę wracać do przyjaciółek. Ty chyba też na kogoś czekasz… – zauważyła.
Mężczyzna jakby trochę się zawstydził.
– Tak, ja… Poznałem kogoś.
– Naprawdę? To wspaniale. Cieszę się, że dałeś sobie szansę.
– To dzięki pani – stwierdził od razu.
Łucja ze zdumieniem pokręciła głową. Ścisnęła jego ramię i uśmiechnęła się ciepło.
– Jestem z ciebie dumna. Nie mogę doczekać się kolejnego spotkania. Koniecznie musisz mi wszystko opowiedzieć.
Po kilku obietnicach i krótkim pożegnaniu, Łucja w końcu wróciła do dziewczyn. Humor jeszcze bardziej jej się poprawił i w końcu poczuła chęć powrotu do pracy. Nie wiedziała, czy jest to chwilowe, ale uznała to za dobry znak. Postanowiła na razie nie rzucać się na głęboką wodę, tylko na spokojnie wszystko przemyśleć i porozmawiać ze swoim lekarzem. Być może była już gotowa pomagać innym, skoro zaczynała również stopniowo pomagać samej sobie? Miała nadzieję, że tak właśnie jest. Wątpliwości z pewnością miały rozstrzygnąć się wkrótce.

***

Do wystawy pozostało już tylko kilka dni. Łucja była poddenerwowana, bo wraz z Izabelą przez ostatni czas kontrolowały wszystko mailowo i telefonicznie, a teraz, kiedy przyszło im jechać do Berlina i sprawdzić efekty swojej pracy, towarzyszyło im niesamowite napięcie. W końcu nie była to byle jaka wystawa. Chodziło o uczczenie pamięci zmarłego męża Łucji i wieloletniego przyjaciela Izabeli – Ernesta.
Wczoraj w związku z wyjazdem, matka Doriana zadzwoniła do niej, by umówić się na konkretną godzinę. Wspomniała też o spotkaniu z Paulą, która grymasiła, że jeszcze nie dostała zaproszenia.
– Ja też za nią nie przepadam, ale przyparła mnie do muru. Wieści szybko się rozchodzą, dowiedziała się o wernisażu i musiałam ją zaprosić. Bądź co bądź, pracowała z Ernestem kilka miesięcy. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła – mówiła Izabela.
Łucja na chwilę przymknęła powieki. Nie miała ochoty na spotkanie z potencjalną kochanką swojego męża, ale wstydziła się mówić o swoich podejrzeniach Izie, i tym samym wyzwalać u niej wyrzutów sumienia. Postanowiła odpuścić.
– Nie przejmuj się tym. Wszystko w porządku. Po prostu będę się starała na nią nie wpadać. Zaprosiłyśmy tyle osób, że powinno być łatwo. O której jutro się spotykamy? – zagadnęła jednocześnie otwierając lodówkę. Wyjęła jogurt truskawkowy i zatrzasnęła ją cicho.
– Przyjadę do ciebie około dziesiątej. Damy sobie jakoś radę we dwie, prawda? Dorian nie może nas zawieźć, ma dużo pracy. Obiecał, że przyjedzie na wystawę – powiedziała Izabela.
Łucja poczuła nutkę rozczarowania. Sama nie wiedziała, dlaczego wzięła za pewniak to, że Dorian pojedzie razem z nimi. Z drugiej strony, może to i lepiej? Po tym, jak znowu nieco ją poniosło, a on nie wykazał żadnego zainteresowania, nie wiedziałaby jak się zachować.
– Jasne, że damy radę. W takim razie do zobaczenia. – rzuciła Łucja i pożegnała się. Upiła łyk jogurtu i westchnęła. Dlaczego tak się tym przejmujesz, idiotko? – zastanawiała się. Po chwili już wiedziała dlaczego. Była zazdrosna. Zazdrosna o kobietę od “malinki” na jego szyi. To dlatego Dorian już jej nie chciał. I choć wmawiała sobie, że chciała się tylko pocieszyć w jego ramionach, wciąż nie był jej obojętny. Myśl, że woli inną, a co gorsza zostaje dla niej w Polsce bardzo ją ubodła. Postanowiła jednak nie dać niczego po sobie poznać. Tak było bezpieczniej.
Następnego dnia, chwilę przed dziesiątą, u bram jej domu pojawiła się czarna honda – samochód Izabeli. Kobiety postanowiły wypić przed wyjazdem szybką kawę, a potem Łucja spakowała swoje rzeczy i wsiadła do auta Izabeli. Chciały zmienić się po godzinie. Izabela nie przepadała za długimi podróżami, zwłaszcza kiedy sama musiała prowadzić. Łucja postanowiła wziąć ten ciężar na siebie, dlatego po pierwszej zmianie została już za kierownicą do końca podróży. Kiedy jechały, zadzwonił Dorian. Izabela rozmawiała z nim przez zestaw głośnomówiący, więc Łucja mimowolnie przysłuchiwała się tej rozmowie.
– Nie musisz się martwić, synu. Lucy świetnie prowadzi. – mówiła z uśmiechem.
– Cieszę się. Uważajcie na siebie – powiedział i rozłączył się, a wtedy Łucja zorientowała się, że z jakiegoś powodu cały czas mocniej ściskała ręce na kierownicy. Odchrząknęła i zerknęła na GPS.
– Za pół godziny będziemy na miejscu. Zanim pojedziemy do galerii, chciałabym się na chwilę położyć. Podróż trochę mnie znużyła – przyznała.
– Och, wspaniale. Miałam powiedzieć to samo – rzuciła Izabela i uśmiechnęła się.
Resztę drogi niewiele rozmawiały. Kiedy dojechały na miejsce, każda marzyła o chwili odpoczynku. Zatrzymały się w tym samym pensjonacie co ostatnio. Właścicielka przywitała je serdecznie i przekazała klucze do pokoju. Umówiły się, że za dwie godziny spotkają się w holu i rozeszły się do swoich pokoi. Łucja rzuciła się na łóżko jak tylko zrzuciła z nóg sandały. Była bardzo zmęczona, ale przez dłuższy czas nie mogła zasnąć. Cały czas myślała o Dorianie, który chyba specjalnie nie pozwalał jej o sobie zapomnieć…

***

Dzień przed wystawą, wszyscy byli bardo poddenerwowani. Łucja dopracowywała przemówienie, właściciel galerii walczył z firmą kateringową, która chciała namówić go na wstawienie dodatkowego stołu na przekąski, a Izabela dopieszczała szczegóły, by nic ich nie zaskoczyło. Siedziały w galerii od samego rana i grubo po południu stwierdziły, że mają dosyć. Ostatni raz sprawdziły, czy wszystkie obrazy są powieszone lub ustawione w dobrych miejscach i zebrały się do pensjonatu.
– Nie wiem jak ty, ale ja uważam, że zasłużyłyśmy na lampkę dobrego czerwonego wina. – powiedziała Izabela.
– Myślę, że zasłużyłyśmy na całą butelkę – poprawiła ją Łucja. – Nie mogę uwierzyć, że to już jutro. Denerwuję się i cieszę jednocześnie. Całe te przygotowania…Wykańczające. Podziwiam cię, że jesteś w stanie to znosić.
– To moja praca. Czasem jest frustrująca, ale i tak ją uwielbiam. Nie wiem, czy mogłabym robić coś innego. Chyba za bardzo kocham obcowanie ze sztuką. To trudny świat, ale niebanalny. Zawsze coś mnie zaskakuje i urzeka.
– Znalazłaś swoje miejsce. To szczęście kochać swoją pracę – stwierdziła Łucja.
– Ty nie kochasz swojej? – Izabela wydawała się zaskoczona.
– Uwielbiam. Dlatego zastanawiam się nad szybkim powrotem do kliniki. Siedzenie w domu mi szkodzi. Kiedy jestem tutaj i mogę się czymś zająć, czuję się dobrze, ale gdy wracam do domu, w którym czekają na mnie puste cztery ściany i nic do roboty, wariuje.
– W takim razie tym bardziej cieszę się, że zechciałaś mi pomóc – powiedziała Izabela i ścisnęła jej rękę, kiedy wysiadły już z samochodu. – Skoro zamierzasz wrócić do pracy, to mamy kolejny powód do świętowania – dodała.
Łucja uśmiechnęła się.
– Nie musisz mnie zachęcać. Należy nam się chwila relaksu.
– Mam nadzieję, że będę mógł się przyłączyć – usłyszały nagle. Obróciły głowę w stronę z której dobiegał głos i zobaczyły Doriana stojącego na patio. Pomachał im nonszalancko. Izabela wyciągnęła ramiona i ruszyła w jego stronę.
– Przyjechałeś! Tak się cieszę – powiedziała i ucałowała go na powitanie.
– Mówiłem, że przyjadę na wystawę. Nie odpuściłbym tego.
-Wspaniale. Widzisz, Łucja? Przyjechał nasz barman – Izabela uśmiechnęła się szeroko. Kobieta odpowiedziała jej skinieniem głowy i ruszyła w ich kierunku. Wyciągnęła dłoń w kierunku Doriana i przywitała się. Oboje zachowywali się trochę sztywno, ale Izabela zdawała się tego nie dostrzegać. Zaczęła z przejęciem opowiadać synowi o tym, czego dokonały z Łucją w przeciągu kilku ostatnich dni. Dorian z uznaniem kiwał głową, co jakiś czas rzucając młodej kobiecie długie spojrzenia. Ona jednak unikała jego wzroku. Wiedziała, że zachowuje się głupio, bo najlepiej byłoby udawać, że to co się ostatnio stało, w ogóle nie miało miejsca. To, że obudziła się sama, z poczuciem odrzucenia, wcale jej nie ciążyło. A przynajmniej starała się udawać, że tak jest. Z marnym skutkiem. Dorian zapytał ją, czy wszystko między nimi okej przy pierwszej okazji, kiedy tylko Izabela na chwilę poszła do swojego pokoju.
– Jasne. Co miałoby być nie tak? – zapytała i wyminęła go, żeby iść do siebie i przebrać się w coś mniej formalnego. Kiedy zeszła, najpierw zjedli późny obiad, a potem Dorian przyniósł dwie butelki wina, które przywiózł ze sobą i otworzył jedną z nich. Łucja rozkoszowała się smakiem słodkiego, lekko cierpkiego płynu, który poczuła na języku.
– Pyszne – wymamrotała i wróciła do picia.
– Cieszę się, że ci smakuje – odparł i zaczął opowiadać o swojej pracy, a konkretnie o obowiązkach, które zatrzymały go w Polsce. Łucja słuchała go uważanie i oczywiście nie miała powodu, by poddawać jego słowa w wątpliwość. Wierzyła, że ciężko pracował. Zastanawiała się jednak, co takiego robił w czasie wolnym. I z kim. Nie miała jednak śmiałości by o to zapytać. Zwłaszcza przy Izabeli.
Siedzieli do wieczora. Po jakimś czasie Łucja wreszcie się odprężyła. Być może za sprawą zabawnych historii opowiadanych przez Izabelę i jej syna, lub dzięki ilości wypitego wina. W końcu Izabela uznała, że wystarczy jej zabawy na dziś.
– Wy, młodzi, macie stanowczo zbyt mocne głowy. Z marszu jestem skazana na porażkę – powiedziała wstając. Odrobinę zakręciło jej się w głowie, więc Dorian po chwili znalazł się przy niej.
– Odprowadzę cię.
– Nie jestem pijana. Za długo siedziałam w miejscu – mruknęła niezadowolona.
Dorian przewrócił oczami.
– Nie marudź.
– Dobranoc – rzuciła Łucja. Izabela puściła jej całusa w powietrzu i wraz ze swoim synem ruszyła do hotelu. Łucja przymknęła oczy i zaczęła delektować się ciepłym wieczorem. Noce stawały się coraz przyjemniejsze, za sprawą zbliżającego się lata. Ta była wyjątkowo gorąca…
Ponieważ Dorian długo się nie pojawiał, postanowiła już na niego nie czekać i wybrać się na spacer. Nogi same poniosły ją nad rzekę, bliżej lasku należącego do właścicielki ich pensjonatu, dzięki czemu miejsce było dosyć odosobnione. Rozejrzała się dookoła, ale nikogo nie zauważyła. Zeszła na dół, na skarpę i przysiadła na jej skraju. Nad Sprewą wiał przyjemny wietrzyk. Przypomniała sobie, jak kiedyś zapragnęła wykąpać się w tej rzece. Woda była czysta i w miarę płytka na tym odcinku. Nie była jednak głupia. Wiedziała, że rzeki bywają zdradliwe, zwłaszcza, kiedy prąd jest wartki. Postanowiła najpierw sprawdzić głębokość wody, a dopiero potem oddać się schładzającej kąpieli, jeśli będzie to bezpieczne. Po dłuższej chwili udało jej się znaleźć cienką gałąź. Wbiła ją w taflę wody, trzymając za jeden koniec, aby sprawdzić, w którym miejscu patyk się zatrzyma. Powtórzyła tę czynność kilka razy, żeby upewnić się, czy przybrzeżna płycizna nie dotyczy tylko krótkiego odcinka. Okazało się jednak, że brzeg był dosyć stabilny i bezpieczny, głęboki na trochę ponad metr. Nie zastanawiając się dłużej, i nie czekając aż stchórzy i zmieni zdanie, zaczęła się rozbierać. Ściągnęła jasne szorty i koszulkę, a potem rzuciła je na kamień, na którym wcześniej siedziała. Przed wejściem do rzeki zsunęła sandałki i na boso weszła do wody. Ta okazała się być przeraźliwie zimna. Łucja próbowała wyrównać oddech i trochę się poruszać. W końcu jej ciało zaczęło powoli przyzwyczajać się do nagłej zmiany temperatury i zrobiło się naprawdę przyjemnie. Łucji przypomniały się wakacje, które spędzała u dziadków na wsi. Jako dziecko uwielbiała kąpać się w rzece. Wraz z innymi dzieciakami ze wsi, zawiesili linę na gałęzi drzewa i z rozpędu, trzymając się grubego sznura, wskakiwali do głębokiego strumienia.
Uśmiechnęła się do siebie na to wspomnienie i zaczęła płynąć pod prąd, żeby sprawdzić, czy w ogóle pamięta jak to się robi. Pływanie w rzece i morzu wymagało więcej wysiłku niż w basenie, i innych zbiornikach z wodą stojącą, ale to właśnie w nich lubiła. Nieprzewidywalność, naturalność…
– Co ty tam, u diabła robisz?! – usłyszała nagle.
Uniosła głowę zdezorientowana i zobaczyła Doriana, niemal biegnącego w jej stronę. Pośliznął się na skarpie i prawie upadł, ale szybko odzyskał równowagę i po chwili znalazł się na brzegu tuż przed nią.
Zmarszczyła brwi i spojrzała na niego z politowaniem.
– Pływam, nie widać? – odburknęła i odwróciła się, by płynąć dalej. Zrobiło jej się zimniej i prąd zaczął być nieco silniejszy niż przedtem. W innym wypadku od razu by wyszła, ale teraz nie chciała by Dorian miał tę satysfakcję, że ją do tego zmusił.
– Wychodź stamtąd natychmiast. Przecież jesteś pijana.
Łucja zatrzymała się i obróciła w jego stronę. Wyczuła, że nie ma gruntu pod nogami, więc zaczęła lekko machać nogami i powoli przesuwać się w poprzednim kierunku. Gdyby była pijana, z pewnością by o tym nie pomyślała.
– Masz mnie za idiotkę? Nie weszłabym do rzeki w tym stanie.
– W ogóle nie powinnaś tam wchodzić. Tu jest zakaz kąpieli, nie wiesz tego?
– Niby skąd? Nie widziałam żadnej tabliczki – mruknęła.
Była blisko brzegu, więc chwyciła się trawy i spróbowała podciągnąć. Pośliznęła się jednak i poczuła, jak woda ją zasysa. Zanim całkiem zdołała zanurkować, silne ręce Doriana objęły jej ramiona i podciągnęły do góry. Już po chwili stała na brzegu, trzęsąc się z zimna.
– Jesteś stuknięta – wymamrotał mężczyzna, obejmując ją i pocierając jej ramiona – Jeszcze się rozchorujesz.
Łucja odepchnęła go, choć nie przestawała dygotać i szczękać zębami.
– A co cię to obchodzi? – burknęła i sięgnęła po swoje ciuchy.
– Co mnie to obchodzi? Może po prostu się martwię? – odpowiedział pytaniem i spojrzał na nią nie rozumiejąc jej zachowania.
Łucja nic nie odpowiedziała, tylko zaczęła się zastanawiać, co zrobić, żeby nie przemoczyć ubrań.
– Musisz ściągnąć mokrą bieliznę. Inaczej ubieranie się nie ma sensu – powiedział Dorian, jakby czytając jej w myślach.
Łucja odchrząknęła. Wiedziała, że ma rację.
– Odwróć się – poprosiła.
Dorian uśmiechnął się rozbawiony.
– Przecież już widziałem cię nago.
Kobieta posłała mu wściekłe spojrzenie. Uniósł dłonie w poddańczym geście i odwrócił się.
– Dobrze, już dobrze. Będę stał na czatach.
Łucja najpierw pozbyła się stanika i założyła długą koszulkę. Dopiero wtedy odważyła się zsunąć majtki. Kiedy wreszcie się ubrała i uniosła głowę, zauważyła, że Dorian już nie stoi plecami do niej. Patrzył na nią bez cienia skrępowania, czy skruchy. Założyła ręce na piersi, czując, że stwardniałe sutki przebijają się przez cienki materiał bluzki, a pobliskie latarnie i światło księżyca, nie pozwalają jej tego ukryć.
– Długo się gapisz? – zapytała i nie czekając na odpowiedź, ruszyła w górę skarpy, by dostać się z powrotem na drogę prowadzącą do znajomego lasku.
Nie była pewna, ale wydawało jej się, że Dorian powiedział pod nosem coś w stylu “wystarczająco długo”. Nie zamierzała jednak tego komentować. Cieszyła się, że nie idą obok siebie. Celowo nie zwalniała kroku. Dorian, gdyby chciał, bez problemu by ją dogonił, ale widać nie chciał bardziej jej denerwować.
Kiedy w końcu dotarli do pensjonatu, Łucja zauważyła, że na stoliku przy którym siedzieli, leży nowa butelka wina.
– Poszedłem do właścicielki poprosić o coś do picia dla nas. Ale ty zdążyłaś uciec i w dodatku zachciało ci się kąpieli w rzece. Po ciemku. I po spożyciu kilku kieliszków wina. To bardzo odpowiedzialne, pani doktor.
– Znowu insynuujesz, że mam myśli samobójcze? – zapytała patrząc na niego chłodno. Zauważyła, że Dorian przewraca oczami. Poczuła zimny dreszcz i zapragnęła jak najszybciej schronić się w swoim pokoju, zażyć gorącej kąpieli… Ruszyła do środka, nie oglądając się na Doriana.
– Pozwól chociaż, że cię odprowadzę. Wolę się upewnić, że utopiłaś w tej rzece już wszystkie zwariowane pomysły.
– Bez obaw. Skutecznie wybiłeś mi je z głowy swoimi pretensjami. – mruknęła.
– To nie były pretensje, tylko…
– Tylko co? – przerwała mu, zatrzymując się przed drzwiami do swojego pokoju.
– Po prostu się martwiłem. Dlaczego jesteś taka drażliwa? Chodzi o to co się ostatnio stało? Będziesz się teraz obrażać, bo nie pozwoliłem ci wziąć odwetu na mężu? – zapytał mniej przyjemnym tonem.
Łucja zmrużyła oczy w szparki. Wymierzyła w niego palcem.
– Jeśli naprawdę myślisz, że chciałam tego tylko dlatego, to w ogóle mnie nie znasz – powiedziała gorzko. Otworzyła drzwi i weszła do pokoju. Już miała zatrzasnąć drzwi, ale Dorian wsunął stopę między nie a framugę i nie pozwolił jej na to.
– Więc dlaczego? – zapytał.
Łucja spróbowała zamknąć drzwi, ale na próżno. Żałowała, że dała się sprowokować i powiedziała za dużo.
– Idź już, proszę. Jestem zmęczona.
– Jeszcze przed chwilą urządzałaś sobie nielegalne kąpiele w rzece, a teraz jesteś zmęczona? Odpowiedz. Nie chodziło tylko o odwet?
Łucja spróbowała znieść jego pytające spojrzenie, ale w końcu złamała się i odwróciła wzrok.
– Mniejsza o to. Mam już dość bycia dżentelmenem – wymamrotał Dorian i wśliznął się do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Przyciągnął ją do siebie, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć i przylgnął ustami do jej warg. Łucja po chwili wahania odpowiedziała na pocałunek. Odrzuciła na bok mokrą bieliznę, którą wciąż trzymała w dłoni i wsunęła rękę w jego gęste, ciemne włosy. Dorian chwycił w dłonie jej pośladki i mocno je ścisnął. Podciągnął ją do góry, a ona oplotła nogami jego biodra i pozwoliła przygwoździć się do ściany.
– Za długo kazałaś mi czekać… – szeptał całując jej szyję i ściskając jeszcze wilgotne piersi. Łucja odchyliła głowę do tyłu i pozwoliła, by jego rozpalone żądzą usta pieściły jej chłodną skórę.
Jęknęła cichutko, gdy zaczął delikatnie ją przygryzać, a zaraz potem łagodzić ból wilgotnym językiem. Dorian opuścił ją na podłogę i wrócił ustami do jej ust. Całowali się żarliwie, od czasu do czasu próbując zaczerpnąć tchu. Oboje mieli wrażenie, że każda komórka ich ciała płonie i łaknie pieszczoty tego drugiego…
Dorian nie mogąc dłużej walczyć z pragnieniem zatopienia się w niej, zsunął jej spodenki i skierował palce między jej uda. Łucja odetchnęła głęboko, gdy poczuła je w sobie. Spojrzała mu głęboko w oczy. Wzrok miała zamglony z podniecenia, usta rozchylone i zaczerwienione od pocałunków.
– Tak mi dobrze… – mruknęła odchylając głowę do tyłu.
Dorian wsunął jej rękę we włosy i przyciągnął jej twarz z powrotem, tak by móc na nią patrzeć.
– Będzie jeszcze lepiej, zobaczysz – obiecał i ponownie ją pocałował.
Wysunął z jej wnętrza wilgotne palce i przyciągnął ją do siebie mocno. Pociągnął ją za sobą w stronę łóżka. Opadł na nie pierwszy, a ona zaraz za nim, kładąc się na jego piersi. Zaczęła obrzucać pocałunkami jego szyję, wsuwając dłonie pod jego koszulkę i gładząc twardy tors. Oboje zaczęli naprędce zrzucać z siebie resztę ubrań, a potem nadzy przylgnęli do siebie, by oddać się ponownym pieszczotom. Dorian stał się delikatniejszy. Mimo tego, że bardzo jej pragnął i chciał się w niej znaleźć tu i teraz, chciał przypomnieć sobie, jak delikatna jest jej skóra, jak jędrne są jej piersi i pośladki… Zaczął sunąć dłońmi po jej ciele i rozsmakował się w jej ustach, całował ją, dopóki oboje nie musieli złapać oddechu. Potem zapragnął poczuć jej smak tam, na dole… Złapał ją mocno i przeturlał ich tak, by Łucja znalazła się pod nim. Sunął ustami po jej brzuchu, aż wreszcie znalazł się tam, gdzie chciał. Chwilę całował jej uda, a potem rozchylił je tak, by mógł dostać się między nie językiem. Kobieta westchnęła przeciągle, gdy jego usta dotknęły jej gorącej, wilgotnej szczeliny. Przygryzła wargi, by nie jęczeć ze słodkiego bólu, jaki jej w tej chwili zadawał. Gdy była już na skraju wytrzymałości oderwała jego głowę od siebie i odważyła się spojrzeć mu w oczy. Było ciemno, ale bez bez problemu udało jej się dojrzeć jego wzrok, pełen zadowolenia i pożądania.
– Teraz, proszę – szepnęła zdławionym głosem.
Dorian pokręcił głową.
– Jeszcze nie – odparł twardo i wrócił do pieszczenia jej kobiecości. Jego język wkradł się ponownie między wilgotne płatki i spijając ich smak, drażnił wrażliwe punkty. W końcu z gardła Łucji zaczęły wydobywać się niekontrolowane jęki. Resztkami rozsądku sięgnęła po małą poduszkę i poczęła krzyczeć prosto w nią. Jej ciałem zaczęły wstrząsać rozkoszne dreszcze, a ona próbowała nie krzyczeć za głośno z przyjemności, jakiej właśnie doznawała. Kiedy w końcu zaczęło ogarniać ją przyjemne rozleniwienie, będące następstwem orgazmu, odrzuciła poduszkę i spojrzała na Doriana, który uniósł się by znaleźć się tuż przy jej twarzy.
– Chyba nie muszę pytać, czy jesteś zadowolona – zażartował, a potem przysunął się do niej, by ją pocałować. Tym razem czule, leniwie. Łucja westchnęła z podniecenia, czując na języku swój własny smak. Podniosła się i usiadła na jego biodrach. Zaczęła sunąć dłońmi po jego nagich ramionach, torsie i plecach. Był wspaniale zbudowany. Nawet teraz, zupełnie naga, czuła się przy nim całkowicie bezpieczna. Popchnęła go lekko, tak by położył się na plecach, a sama wciąż siedząc, zaczęła się o niego ocierać. Dorian przyglądał się jej zaciekawiony, a kiedy sięgnęła ręką do jego krocza i wsunęła penisa do swojego wnętrza, przymknął oczy z zadowolenia. Łucja zaczęła rozmyślnie powoli ruszać biodrami, tak by drażnić go tą pieszczotą i niczego nie przyspieszać. Czuła, że jest gorący i pulsuje w jej kobiecości. Przygryzła dolną wargę i nieco przyspieszyła swoje ruchy, zwłaszcza kiedy Dorian złapał ją za biodra i zaczął na przemian przysuwać ją i odsuwać od siebie. W końcu nie wytrzymał i podniósł się. Przewrócił ją na plecy, uniósł jej łydki i umocował sobie na ramionach. Ponownie się w niej zatopił. Kobieta szeroko rozchyliła wargi, bardziej z zaskoczenia niż z bólu. Był tak głęboko… Mężczyzna przez chwilę próbował być delikatny, ale zaraz potem zaczął rytmicznie uderzać biodrami o jej uda. Łucja zacisnęła dłonie na kołdrze i wzdychała ciężko, próbując zdusić jęki napływające jej do gardła. Dorian nie pozwolił jej nawet na chwilę wytchnienia. Powędrował dłonią do jej łechtaczki i zaczął delikatnie wodzić po niej palcem. W końcu nie wytrzymała i doszła po raz kolejny, a on jakby tylko na to czekał, szczytował zaraz po niej. Zdążył jedynie wysunąć się z jej wnętrza i skończyć na prześcieradle. Potem położył się obok niej i przyciągnął ją do siebie. Oboje byli wycieńczeni, więc bez słowa wtulili się w siebie i zasnęli…
W środku nocy Łucja przebudziła się. Spojrzała na leżącego obok mężczyznę i dotknęła lekko jego włosów. Był tu. To nie był sen. Nie była pewna co właściwie czuła. Radość? Smutek? Może wszystkiego po trochu. Odrobinę wystraszyła ją perspektywa poranka, bo martwiła się, że kiedy spojrzą na to co zrobili w świetle dziennym, oboje poczują, że było to niewłaściwe. Tak było od zawsze. Od początku ich bliskość była zła. Łucja nie mogła o tym zapomnieć…
Wysunęła się z jego objęć i sięgnęła po koc zarzucony na dolną ramę łóżka. Okryła się nim, bo wciąż była naga, a noce były jeszcze chłodne. Mimo to, otworzyła drzwi balkonowe i zrobiła krok do przodu, by w ciszy niezmąconej nawet przez lekki powiew wiatru, przypomnieć sobie każdy szczegół z tego, co działo się przed kilkoma godzinami. Westchnęła delikatnie. Dlaczego coś tak wspaniałego, może być jednocześnie czymś złym, zakazanym? – zastanawiała się.
Nagle poczuła czyjeś dłonie oplatające ją w pasie. Oparła się o znajomy tors i ponownie odetchnęła.
– Zmarzniesz – usłyszała.
Dorian pocałował płatek jej ucha i objął ją jeszcze mocniej, opierając brodę o czubek jej głowy.
– Co będzie jutro? – zapytała.
Mężczyzna nie odpowiedział. Odwrócił ją ku sobie i pogładził dłonią jej policzek. Stał przed nią całkiem nagi, więc okryła kocem ich oboje. Stali przytuleni do siebie, patrząc sobie głęboko w oczy.
– Nie myślmy teraz o tym – zaproponował w końcu.
Łucja skinęła głową, choć nie była zadowolona z takiej odpowiedzi. Potrzebowała wsparcia, jakichś zapewnień, że wszystko będzie dobrze, że nie zrobili niczego, czego powinni się wstydzić. Dorian jednak milczał. Razem zaczęli wpatrywać się w ciemność panującą na zewnątrz i w księżyc, który wyglądał, jakby świecił tylko dla nich. W końcu, po chwili, która wydawała jej się wiecznością, Dorian pocałował jej skroń i powiedział:
– Będzie jak zechcesz. Nie będę robił niczego wbrew tobie.
– A jeśli ja chcę żebyś to robił? – pomyślała, ale nie miała odwagi zapytać o to na głos. Skinęła więc głową i ponownie odwróciła się twarzą do niego.
– Zmarzłam – szepnęła. Mężczyzna podniósł ją delikatnie i wciągnął do środka. Jedną ręką oplatał ją w pasie, drugą bez problemu zamknął balkon. Łucja pozwoliła, by koc opadł na podłogę. Dorian zaniósł ją do łóżka, opadł na nią i wpił się w jej wargi z pasją, której potrzebowała. Tym razem kochali się niespiesznie, chłonąc swoje ciepło, dotyk, zapach… Łucja nie chciała wypuszczać go z rąk. Chciała by tej nocy nie dał jej zasnąć. Zwłaszcza, że nie wiedziała, co przyniesie świt i bała się tego, jak brutalny okaże się dla nich poranek.

Dodał/a: Danielle. w dniu 12-10-2016 – czytano 1311 razy.
Słowa kluczowe: opowiadanie seks zdrada romans. Danielle.

Komentarze (3)

Benodnia 2016-10-15 10:10:00.

super!!!!!!!!!!!!!

Ldnia 2016-10-15 22:32:39.

Piekne

zakochana dnia 2016-10-21 16:52:00.

Naprawdę genialne! Kocham to opowiadanie!

Prosimy o nie dodawanie danych osobowych, adresów e-mail, numerów komunikatorów, numerów telefonów itp.

Komentarz do "Oczy w kolorze kłamstw cz. 11"

(pole wymagane)

(pole wymagane)

(pole wymagane)

Leave a Reply

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.