Oczy w kolorze kłamstw cz. 13

Łucja weszła na komisariat pewnym krokiem, ale jak tylko spotkała na sobie wzrok sierżant Stańczyk, ogarnęły ją wątpliwości. Nie była pewna, jak i czy w ogóle sobie poradzi. Od razu wyczuła dziwną atmosferę w pokoju przesłuchań. Pod jej wpływem, poczuła się jak podejrzana. Miała ochotę wykręcać sobie palce, ale powstrzymała się. Uznała, że przez to i oni zaczną widzieć w niej winowajczynie. Umiała ukrywać emocje. To była jej praca. Postanowiła wykorzystać swoje umiejętności i nie pokazywać po sobie, jak bardzo denerwowało ją to spotkanie.
Zanim zdążyła po raz kolejny spytać policjantkę o co chodzi, pojawił się jej partner. Dopiero wtedy zaczęli.
- Pani Maciejewska, zaprosiliśmy panią nie bez powodu. Nie była pani z nami do końca szczera.
Kobieta zmarszczyła brwi, niepewna co powinna dalej mówić.
- Chodzi o tą dziwną kartkę, którą dostałam? Powiedziałam wszystko, co wiedziałam o tej sprawie.
- Nie chodzi o to. Wciąż nie ustaliliśmy niczego w tej kwestii.
- Więc o co chodzi? - spytała Łucja spokojnie.
Policjanci wymienili spojrzenia. Mężczyzna odchrząknął.
- Chodzi o Doriana Tarnowskiego. Mam rozwinąć? - spytał komisarz, dwuznacznie unosząc brwi.
- Tak byłoby najlepiej – odparła kobieta, udając opanowanie.
- Mieliście romans? - zapytała Stańczyk.
Łucja spojrzała na nią bez cienia emocji. Nie próbowała nawet udawać zaskoczenia. Wiedziała, że nie są idiotami. Na pewno domyślali się, że Dorian wszystko jej powiedział. W końcu zadzwonił do niej, jak tylko wyszedł z komisariatu. Ostrzegł ją, że będą wypytywali, czy sypiali ze sobą. Była zszokowana faktem, że prawda wyszła na jaw. Dorian nie potrafił jej powiedzieć, jak to się stało. Szczerze mówiąc, był bardzo tajemniczy. Uprzedził ją tylko, czego będzie chciała od niej policja i powiedział, że wybór pozostawia jej samej. On nie powiedział im niczego konkretnego. To od niej miało zależeć, czy ich romans ujrzy światło dzienne. Chciała się z nim spotkać i dokładnie wypytać co się stało. Ale uprzedził ją, że policja tylko na to czeka, że chcą ich złapać na gorącym uczynku i nie powinni dawać im kolejnych argumentów. Przyznała mu rację, ale wciąż nie mogła oprzeć się wrażeniu, że nie mówił jej wszystkiego.
- Jaki to ma związek ze sprawą zabójstwa mojego męża? - zapytała.
- Pozwoli pani, że sami to ocenimy.
Łucja wytrzymała ich spojrzenia i powoli, z lekkim wahaniem pokręciła głową.
Sierżant Stańczyk przysunęła do siebie teczkę z jakimiś dokumentami i otworzyła ją. Po chwili podsunęła Łucji kilka kartek.
- Co to? - nie czekając na odpowiedź, zaczęła przeglądać strony. Na każdej z nich widniała data i numer tablicy rejestracyjnej. Rozpoznała go od razu. Zaklęła w duchu.
- To zdjęcia z notesu prowadzonego przez strażników na jednym ze strzeżonych osiedli w mieście. Oczywiście domyśla się pani którym – powiedziała Stańczyk.
Łucja skinęła głową.
- Twierdzi pani, że nie odwiedzała tam pana Tarnowskiego?
- Nie. Ale wydaje mi się, że poprzednie pytanie brzmiało zgoła inaczej. To, że go odwiedziłam, nie znaczy jeszcze, że z nim sypiałam.
- Więc nie sypiała pani? - zapytał drugi policjant.
- Mam wam to dać na piśmie? - tym razem to Łucja poczuła zniecierpliwienie.
- Próbujemy ustalić fakty.
Kobieta skinęła głową, ale wcale nie poczuła się lepiej. Kłamała, kłamała w żywe oczy, mimo iż starała się po prostu odpowiadać wymijająco. A ci policjanci w przyszłości mogli wykorzystać to przeciwko niej.
- Jakie fakty? - zapytała, by odsunąć uwagę od siebie – Skąd w ogóle pomysł, że ja i Dorian mieliśmy romans?
Stańczyk odetchnęła i odchyliła się na krześle. Jej partner cały czas stał przy ścianie. Praktycznie nie zmieniał swojej pozycji. Tylko raz przeniósł ciężar ciała na drugą nogę. Łucji wydawało się to nienaturalne. Ale może po prostu nie chciał ani na chwilę stracić jej z oczu, jakby nagle miała wstać i zrobić coś głupiego.
- Pojawił się nowy świadek w tej sprawie. Zeznał, że pan Tarnowski żywił do pani jakieś głębsze uczucia i że się spotykaliście.
Łucja zmarszczyła brwi. Wątpiła, by była to prawda. Dorian czuł do niej jedynie pociąg. Wiedziała o tym od ich pierwszego spotkania. Ale nic więcej. Ktoś, kto mówił takie rzeczy, musiał albo dobrze go znać, albo nie znać go wcale. Mógł być po prostu zazdrosny. Odrzucony. Mógł być na przykład jego byłą kochanką... Ale to nie wyjaśnia, skąd aż tyle o niej wiedziała. Skąd wiedziała o ich romansie? Może to zły trop. Może chodziło o kogoś innego, albo w ogóle o nikogo. Policjanci mogli przecież kłamać, żeby ją podpuścić i sprawdzić jej reakcję.
- Spotkaliśmy się kilka razy, to fakt. Ale jeśli chodzi o "głębsze uczucia" to na pewno jakaś pomyłka. Wasz informator się myli. - powiedziała pewnym głosem. - O ile w ogóle istnieje – dodała w duchu.
- Tak jak już powiedziałam, próbujemy ustalić różne fakty – rzuciła Stańczyk.
- Rozumiem. Ale tracicie tylko czas. Dorian... - nagle zadzwonił telefon.
Komisarz w końcu się poruszył i odebrał komórkę. Nagle zerknął na swoją koleżankę przepraszająco i na chwilę odsunął od siebie słuchawkę.
- Dokończysz sama?
- Jasne – odparła Milena. Po chwili zamknęły się za nim drzwi.
Policjantka przeniosła wzrok na swoją rozmówczynię.
- Co pani mówiła?
Łucja westchnęła.
- Chciałam powiedzieć, że Dorian by tego nie zrobił. To wszystko. Oni nawet się nie znali.
Kobieta skinęła głową, ale wyglądała tak, jakby jej nie słyszała.
- Jeśli mówi pani prawdę, to nie musi się pani obawiać o swojego przyjaciela – stwierdziła – jeśli jednak jest coś, o czym powinniśmy wiedzieć, będę czekać na telefon od pani.
- Dlaczego zakłada pani, że mam jeszcze coś do powiedzenia?
Sierżant wzruszyła ramionami.
- Może przypomni sobie pani coś istotnego.
Łucja podniosła się z miejsca, uznając rozmowę za zakończoną. Wyciągnęła rękę do Mileny i kobiety uścisnęły sobie dłonie.
- Do widzenia.
- Do zobaczenia.
- Proszę dać mi znać, jeśli będą jakieś postępy – poprosiła Łucja i pociągnęła za klamkę. Chciała już wyjść z tego dusznego pomieszczenia.
- Oczywiście... Pani Maciejewska. - Łucja odwróciła się – Proszę potraktować to spotkanie jako ostrzeżenie.
Zmarszczyła brwi i przyjrzała się policjantce uważnie.
- Przed czym mnie pani ostrzega? Jestem podejrzana?
Stańczyk przeczesała dłonią włosy. Widać było, że zastanawia się, ile tak naprawdę powinna jej powiedzieć.
- Pani przyjaciel nas okłamał. Nie ma alibi na czas śmierci pani męża... Ale skoro nic was nie łączyło, a oni nawet się nie znali, to nie ma się o co martwić, prawda?
Łucja poczuła się tak, jakby pokój przesłuchań nagle stał się ciasną klatką, której ścianki przygniatały ją z każdej strony. Potrzebowała powietrza. Musiała stąd wyjść.
Skinęła tylko głową i szybko zamknęła za sobą drzwi. Podpuszczali ją. Na pewno ją sprawdzali. Chcieli, żeby sama nabrała wątpliwości, co do niewinności Doriana. Najgorsze było to, że chyba im się udało...

***

Grzegorz siedział wyprostowany przy biurku. Jego czoło przecinała głęboka zmarszczka. Widać było, że jest bardzo zaangażowany w pracę. Karolina cicho zamknęła za sobą drzwi i podeszła do niego. Położyła mu ręce na ramionach, pochyliła się i cmoknęła go w szyję. Mężczyzna uśmiechnął się i lekko wyprostował.
- Musisz mnie rozpraszać nawet w pracy? - zapytał z udawaną pretensją.
- Zrób sobie przerwę. Nudzę się. Jest mały ruch.
Grzegorz obrócił się razem z fotelem i nagle jego twarz znalazła się tuż naprzeciwko jej piersi. Poczuł w nozdrzach jej słodkawy, nieco ciężki zapach. Zakręciło mu się w głowie. Gdyby ktoś kilka tygodni temu powiedział mu, że zwiąże się z taką kobietą jak Karolina, parsknąłby tylko i potraktował to jak żart. Z kilku powodów. Po pierwsze, nigdy nie spotykał się z tak atrakcyjnymi kobietami. Wybierał ciche bibliotekarki, a nie pewne siebie i seksowne bizneswomen. Poza tym, Karolina miała dość bogatą kartotekę, jeśli tak mógł to określić. Starał się nie myśleć o tym z iloma mężczyznami przed nim się spotykała, bo czuł się niepewny siebie i zwyczajnie zazdrosny. Wystarczyło jednak dłużej spojrzeć w jej zachwycające oczy, by o tym zapomnieć i z lubością spijać wszystkie uspokajające słowa z jej ust.
Karolina czuła się podobnie. Porównując Grzegorza z dotychczasowymi partnerami, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że jej gust obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Mężczyzna był wysoki, szczupły, nieco szpakowaty. Przystojną twarz oszpecał odrobinę garbaty nos. Najgorszy był jednak kompletny brak wyczucia stylu z jego strony, ale nad tym zaczynała już pracować. Najważniejsze było to, że jeszcze z żadnym mężczyzną nie było jej tak dobrze w łóżku. Nie spodziewała się, że tak będzie. Pewnego dnia, po prostu zadzwoniła do niego, tłumacząc, że jest chora i nie może przyjechać dziś do pracy. Poprosiła by przyjechał do niej do mieszkania po teczkę, którą z premedytacją zabrała do domu. Chciała trochę się zabawić i go pouwodzić. Sprawdzić jego reakcje. On tymczasem, całkowicie ją zaskoczył, bo pojawił się u niej z rosołem i plikiem czasopism, żeby jakoś umiliła sobie czas. Była oszołomiona. Już dawno nikt nie wykazał się taką troską wobec niej. Postanowiła mu się odwdzięczyć w jedyny znany sobie sposób. Zaciągnęła go do łóżka. Z początku się opierał, co nawet ją bawiło, ale w końcu pozwolił by usiadła na nim okrakiem, odwiązała krawat i dobrała się do jego szyi, a następnie do rozporka. W pewnym momencie przejął inicjatywę. Doprowadził ją do niesamowitej rozkoszy, sprawił, że nie potrafiła zapanować nad swoim ciałem. On zawładnął nim całkowicie. Nie spodziewała się tego po cichym okularniku. Naprawdę krył wiele tajemnic. Bardzo rozkosznych tajemnic.
Na początku nie planowała niczego poważnego, jak to ona. Ale nieoczekiwanie odkryła, że nie może doczekać się spotkania z nim, że podoba jej się, że może budzić się w jego ramionach i pozwalać, by robił jej śniadanie. Lubiła, gdy trzymał ją za rękę w miejscach publicznych i nienawidziła wszystkich kobiet, które zaczęły się za nim oglądać, jak tylko ubrała go w fajną marynarkę i pasujące do niej spodnie. Teraz Grzegorz należał tylko do niej.
- Czy to polecenie służbowe? - zapytał mężczyzna i kładąc jej ręce na biodrach.
- Oczywiście – wymamrotała i pochyliła się nad nim.
Ich usta zlały się w jedno, a języki połączyły w namiętnym pocałunku. Grzegorz oderwał się od niej na chwilę.
- Tutaj? Jesteś pewna? A jak ktoś wejdzie? - zapytał oddychając ciężko.
Karolina uśmiechnęła się, rozbawiona jego płochliwością. Już zaczęła rozpinać mu koszulę. Ręce tak jej drżały z podniecenia, że nie mogła odpiąć trzeciego guzika.
- Nikt tu nie wejdzie. Poza tym i tak wszyscy wiedzą, że jesteśmy razem – mruknęła i pochyliła się, by swobodnie kąsać jego szyję. Odchylił głowę i pozwolił jej na tę pieszczotę, zupełnie zapominając o jakichkolwiek wątpliwościach.
Karolina w tym czasie zaczęła kręcić biodrami, zmysłowo ocierając się o zgrubienie pod jego rozporkiem. Czuła w kroczu przyjemne mrowienie. Powoli zaczynała się robić wilgotna. Marzyła tylko o tym, by chłodne i smukłe palce Grzegorza zatopiły się w jej wnętrzu i pieściły ją do momentu, aż nie zastąpi ich coś innego.
Jakby czytając w jej myślach, odchylił poły szerokiej spódnicy i wśliznął się pod cieniutki koronkowy materiał – jedyną barierę, dzielącą go od jej rozgrzanej kobiecości. Uśmiechnął się, gdy poczuł znajomą wilgoć i z łatwością wsunął dwa palce do jej wnętrza. Karolina rozchyliła wargi i z błyskiem w oczach, lekko zmrużonych z podniecenia, zaczęła się w niego wpatrywać. Odwzajemnił to spojrzenie i zaczął dotykać ją śmielej, głębiej, tak by nieco ją podrażnić. Kciukiem wyczuł nabrzmiałą łechtaczkę i nie przerywając posuwania jej palcami, zaczął zataczać na niej leniwe kółeczka.
Karolina przygryzła zębami dolną wargę i odchyliła głowę do tyłu, pogrążając się w słodkawym bólu, który ogarniał jej ciało. Mężczyzna wykorzystał to i gwałtownie przyciągnął do ust jej szyję, by móc kąsać ją i obsypywać pocałunkami. Jęknęła głośno, co wywołało uśmiech na jego twarzy, ale z lekkim niepokojem przesunął dłoń na jej usta, żeby wyciszyć dalsze odgłosy rozkoszy. Ona tymczasem chwyciła tę dłoń i włożyła sobie do ust jej wskazujący palec. Ssała go, jednocześnie patrząc mu w oczy i nakazując jego wyobraźni myślenie o tym, co jeszcze mogłaby oplatać teraz swoimi ustami. Zamknął oczy i wysunął dłoń z jej majtek. Sięgnął do rozporka i trzęsącymi się dłońmi, spróbował odpiąć zapięcie. Czuł, że tylko sekundy dzielą go od zatopienia się w jej wnętrzu. Nie chciał dłużej zwlekać...
Karolina odepchnęła jego rękę i sama się tym zajęła. Już po chwili jej oczom ukazała się stercząca męskość. Główka lśniła lekko od jego soku, więc przejechała po niej kciukiem, po czym wsunęła go sobie do ust, spijając jego słonawy smak. Grzegorz westchnął urywanie i nie czekając dłużej, odsunął na bok koronkowy materiał, a potem wszedł w nią gwałtownie, aż zadrżało całe jej ciało. Zaczęła szybciej poruszać biodrami, ocierając się o niego piersiami, aż w końcu chwycił jedną z nich, wyciągnął z miseczki stanika i włożył sobie do ust. Potem to samo zrobił z drugą piersią, aż zaczęły patrzeć na niego oba wilgotne, sterczące i mocno zaróżowione sutki. Karolina też nie próżnowała. Sięgnęła ręką do jego krocza, zacisnęła dłoń na jego jądrach i bawiła się nimi, jednocześnie nie przestając go ujeżdżać. Był głęboko, penetrując ją dokładnie i drażniąc wszystkie zmysły. Miała ochotę krzyczeć, ale mocno zacisnęła usta i wydobywały się zza nich tylko stłumione jęki. W końcu poczuła, jak orgazm ogarnia ją całą. Przygryzła wargę aż do krwi. Miała ochotę się zatrzymać, była wykończona, ale on nie pozwolił jej przestać. Mocno trzymał ją za biodra i rytmicznie unosił ją do góry, po to, aby zaraz mogła na niego opaść. Doszedł chwilę po niej, zalewając jej ciepłe wnętrze. Karolina w końcu opadła na niego po raz ostatni i schowała twarz w zagłębieniu jego szyi.
Zagarnął jej zwilgotniałe włosy na bok i zaczął głaskać. Karolina mocno się do niego przytuliła. Stało się. Naprawdę byli razem. Powiedziała to bezwiednie, bo przecież nigdy nie ogłosili tego tak oficjalnie. Ale teraz była już pewna, że ona należała do niego, a on do niej. Nie wiedziała, dlaczego ten fakt sprawił, że poczuła łzy w oczach, ale nieoczekiwanie jedna z nich popłynęła jej po policzku. Starła ją szybko palcami i spojrzała na mokrą dłoń. Uśmiechnęła się do siebie szeroko. Naprawił ją. Koniec ze znieczulicą. Wreszcie wyzdrowiała.

***

Miała gdzieś, czy policja będzie ją śledzić czy nie. Musiała porozmawiać z Dorianem i wyjaśnić te dziwne sugestie Mileny Stańczyk. Rozsądek podpowiadał jej jednak, że nie powinna wystawiać się policji tak po prostu. Należało najpierw przesiąść się do taksówki. Skoro trzymała się wersji, w której nie ma romansu z Dorianem Tarnowskim, nie powinna jeździć do niego zaraz po usłyszeniu takich oskarżeń. Zatrzymała się więc w centrum i poszła na najbliższy postój taksówek. Serce waliło jej jak oszalałe, kiedy w końcu znalazła się na znajomym osiedlu. Weszła tam jak gdyby nigdy nic, starając się nie przyciągać uwagi stróża. Kto wie, może policja nakazała mu szczególną ostrożność? Może miał ich zawiadomić, jak tylko ona się tam pojawi? Westchnęła. Nawet jeśli tak było, musiała zaryzykować. Podejrzewała, że zwariuje, jeśli wróci do domu i nie wyjaśni tej dziwnej sprawy. Musiała się dowiedzieć o co tak naprawdę są podejrzewani i ile Dorian powiedział policji.
Kiedy w końcu znalazła się przed jego drzwiami, wzięła kilka głębokich wdechów i czekała. Dopiero po chwili zorientowała się, że jest za wcześnie i Doriana pewnie nie ma w domu. Dla pewności zapukała jeszcze raz. Bezskutecznie. Oparła się o drzwi i powoli osunęła się na ziemię. Postanowiła na niego zaczekać. Ta sprawa nie mogła być odwlekana w nieskończoność.
Minęło pół godziny, zanim wreszcie usłyszała dźwięk wjeżdżającej windy. Wstała, mając nadzieję, że to Dorian. Nawet jeśli nie, nie chciała wyglądać podejrzanie i rzucać się w oczy sąsiadom. Na szczęście miała rację. Ciemnowłosy mężczyzna, który wychylił się zza rozsuwanych drzwi był jak najbardziej znajomy. Zrobił kilka kroków i zatrzymał się, kiedy ją zobaczył.
- Łucja? Co tu robisz? - rozejrzał się nerwowo, zupełnie jakby myślał, że nie przyjechała sama.
- Czekam na ciebie. Musimy porozmawiać.
Zauważyła, że nie jest zbyt zadowolony z jej pojawienia się. Było to dla niej dziwne, bo przecież jeszcze parę dni temu, byłby wniebowzięty.
- Wpuścisz mnie, czy będziemy stać na klatce i raczyć naszą pogawędką sąsiadów?
Dorian zmarszczył czoło i wyminął ją. Otworzył drzwi i przepuścił ją by mogła wejść do środka. Kiedy stanęła tak blisko niego, wróciły wspomnienia. Jej ciało odruchowo za nim zatęskniło, ale rozum pozostał obojętny. Zsunęła buty i przeszła do salonu. Zazwyczaj gościła w jego sypialni. Przypomniała sobie, jak zasłonił jej oczy i potraktował ją jak marionetkę, z którą mógł robić co chciał. Odgoniła szybko te odżywione wspomnienia. Nie po to tu przyszła. Mieli ważniejsze sprawy do omówienia.
Dorian w tym czasie, przybrał nonszalancką pozę i jak gdyby nigdy nic, zrobił im obojgu po drinku.
- Mam nadzieję, że nie jesteś samochodem – powiedział, podając jej szklaneczkę whisky z colą i lodem. Sam postawił na lekko rozwodniony napój. Potrzebował alkoholu.
- A co? Boisz się, że policja mnie namierzy? - zapytała kpiąco.
Uśmiechnął się chłodno.
- Raczej, że będę musiał pić w samotności. - stuknął szklanką o jej szklankę i wychylił jej zawartość jednym haustem. Łucja zanurzyła jedynie usta. Wiedziała, że będzie jeszcze dzisiaj prowadzić.
- Co powiedziałeś policji? - zapytała, kiedy cisza zbyt długo się przeciągała.
Dorian westchnął i oparł głowę o zagłówek fotela. Widać było, że jest zmęczony, ale nie mogła odpuścić. Przyjechała do niego po odpowiedzi i nie mogła wyjść z niczym.
- Już ci mówiłem – powiedział patrząc w sufit – Wymigałem się od większości odpowiedzi.
- Prawnik ci to polecił? - zapytała.
Wyprostował się gwałtownie i spojrzał na nią zaskoczony. Nie była pewna, czy miała rację, ale po jego reakcji utwierdziła się w przekonaniu, że jej przypuszczenia były słuszne.
- Dlaczego potrzebowałeś prawnika, Dorian? Masz coś na sumieniu? - drążyła.
Skrzywił się. Nie spodobały mu się te insynuacje.
- Współpracujemy z najlepszą kancelarią w mieście. Żal z tego nie skorzystać, kiedy w grę wchodzi moja i twoja reputacja.
- To wszystko? Nie bałeś się, że cię o coś oskarżą?
Dorian spojrzał jej głęboko w oczy i uśmiechnął się zimno.
- Aż boję się zapytać, co takiego ci naopowiadali. Ale musieli ci nieźle namieszać w głowie, skoro mówisz takie rzeczy.
Łucja wstała. Nie mogła usiedzieć w miejscu. Czuła, że pocą jej się dłonie. Wytarła ręce o spódnicę i zaczęła krążyć po salonie.
- Zapytam cię o to tylko raz. Skłamałeś w sprawie alibi? - spytała, zatrzymując się w miejscu.
Dorian również wstał. Podszedł do niej wolnym krokiem. Z jakiegoś powodu, serce zaczęło bić jej jak oszalałe. Bała się? A może nie mogła doczekać się, aż wreszcie weźmie ją w ramiona? Była idiotką. Nie rozumiała, jak w tej chwili w ogóle mogła myśleć o nim w ten sposób.
- Myślisz, że go zabiłem? Myślisz, że pojechałem do tej pieprzonej galerii i go zabiłem?
- Skłamałeś, czy nie? - zaczynała tracić cierpliwość.
Dorian skinął głową.
- Tak, skłamałem.
Łucja zadrżała. Objęła się ramionami i zrobiła kilka kroków w tył. Poczuła za plecami coś twardego. Oparcie krzesła. Przytrzymała się go, by nie upaść.
- Dlaczego? - zapytała cicho.
Mężczyzna wydawał się zniecierpliwiony.
- A jak myślisz? Byłem w domu. Sam. Czy kochanek żony denata nie jest idealnym kandydatem na mordercę? Jak tylko zadzwoniłaś, żeby powiedzieć, że do mnie przyjdą, zastanawiałem się, co powinienem powiedzieć, żeby dali mi spokój. Kiedy zapytali o godzinę, w której prawdopodobnie zabito Ernesta, powiedziałem, że byłem w barze. I tak do końca nie pamiętałem, kiedy się tam znalazłem. Uznałem, że muszę mieć pewne alibi, bo jak zaczną węszyć, dowiedzą się, że ze sobą sypialiśmy. I wtedy oboje możemy mieć problemy.
Łucja opadła na krzesło i schowała twarz w dłoniach.
- I oboje mamy problemy... Jak? Jak się dowiedzieli? - zapytała podnosząc wzrok.
Dorian przeczesał dłonią włosy.
- To moja wina. Wtedy... Spotkałem wtedy taką jedną. Spędziliśmy razem noc. Potwierdziła moje alibi. - Przestał patrzeć jej w oczy. - Ale kiedy ją odrzuciłem, zmieniła zeznania. Nie omieszkała też dodać, że się spotykamy.
- Ale... - Łucja niczego nie rozumiała – Skąd wiedziała? Znam ją?
Pokręcił przecząco głową.
- Nie. Raz, przypadkiem nazwałem ją twoim imieniem. To wszystko. Potem podsłuchała naszą rozmowę. Wiedziała, że się z tobą spotkam. Wtedy definitywnie dałem jej do zrozumienia, że nie możemy ciągnąć tego romansu. A ona w akcie zemsty poszła na policję i naopowiadała im głupot – wyjaśnił.
Łucja westchnęła głęboko. Nie wiedziała co powiedzieć. Wstała i oblizała spierzchnięte wargi. Uznała, że najwyższa pora wracać do domu.
- Pójdę już. Skoro twierdzisz, że nic nie zrobiłeś, wierzę ci – wymamrotała.
Dorian zmarszczył czoło.
- Naprawdę myślałaś, że mógłbym to zrobić? - w jego głosie pojawiła się nutka pretensji.
- Wybacz, ale przesłuchanie na policji i dziwne aluzje ze strony funkcjonariuszy, trochę mnie zdezorientowały. Nie wiedziałam co myśleć.
- Może trzeba było przypomnieć sobie, że trochę mnie znasz i nie jestem facetem, który musi zabijać dla kilku dobrych numerków – burknął.
Łucja zamarła. Zmarszczyła brwi i przekrzywiła głowę, zupełnie jakby miała jakieś słuchowe omamy.
- Co powiedziałeś?
Dorian dopiero teraz zdał sobie sprawę jak podle to zabrzmiało. Wyciągnął rękę w jej stronę, ale kobieta odsunęła się szybko i dłoń przecięła powietrze.
- Łucja, przepraszam. Nie to chciałem powiedzieć...
Ona jednak go nie słuchała. Szybkim krokiem ruszyła w kierunku wyjścia. Już dawno nie czuła się tak upokorzona. I znów doznała tego uczucia za sprawą Doriana. Prawie zapomniała, jak straszliwym jest dupkiem. Dłużej nie mógł udawać czułego i wyrozumiałego człowieka, przyjaciela, którego potrzebowała po śmierci Ernesta.
Pośpiesznie nałożyła buty i nie słuchając tego, co do niej mówił, wyszła z jego mieszkania.
- Poczekaj, przecież wiesz, że nie miałem na myśli niczego złego... Okej, źle to zabrzmiało, nawet jak na mnie, ale nie chciałem ci sprawić przykrości... - mówił, podczas gdy ona maltretowała przycisk od windy.
- Łucja, chodziło mi tylko o to, jak to wygląda z boku. Wiesz, że było mi z tobą cudownie – powiedział, a ona zniecierpliwiona wyminęła go i ruszyła w kierunku schodów.
Złapał ją za ramię i odwrócił do siebie.
- Posłuchaj mnie, cholera jasna!
Spojrzała na niego z wściekłością.
- Chcesz jeszcze dodać coś błyskotliwego, arogancki dupku? - zacisnęła usta wściekłości.
- Żebyś wiedziała – mruknął i przyciągnął ją do siebie gwałtownie. Przywarł ustami do jej ust i wdarł się do ich wnętrza językiem. Odpychała go od siebie, okładając jego klatkę piersiową pięściami.
- Piękna jesteś, kiedy się złościsz – mruknął, z ustami tuż przy jej ustach.
- Nienawidzę cię! - krzyknęła cicho, wciąż go od siebie odpychając.
- Jasne, skoro tak twierdzisz – mruknął i ponownie ją do siebie przyciągnął. Zacisnął dłonie na jej pośladkach i mimo jej coraz słabszych protestów, popchnął ją w kierunku otwartych drzwi od swojego mieszkania. Przywarł ustami do jej warg, tłumiąc ostatnie przekleństwa rzucane pod jego adresem. Jej plecy mocno przywarły do drzwi, a dłonie zacisnęły się na jego koszuli. Muskał językiem jej język i wargi, a rękoma wodził po całym ciele. Jej pożądanie rosło z każdą chwilą, ale wiedziała, że nie może mu ulec. Nie tym razem. Ostatkiem siły woli, zmusiła się, by mocno go od siebie odepchnąć. Przyłożyła dłoń do pulsujących warg i pokręciła głową.
- Nie tym razem – szepnęła – To nie jest czas na kolejny dobry numerek – dodała i odwróciła się w kierunku drzwi. Wyszła, zanim ponownie spróbował ją zatrzymać. Szybko zbiegła na dół nie czekając na windę. Wychodząc, zadzwoniła po taksówkę. Chciała jak najszybciej znaleźć się w domu.

***

Kilka dni później, Łucja stwierdziła, że zakres wszelkich zaległych obowiązków domowych, które miała na swojej liście wreszcie się wyczerpał. Posprzątała nawet garaż. Nie miała już nic więcej do zrobienia. Zabrała się już nawet za rzeczy Ernesta. Zebrała tylko te, które bardzo jej zawadzały. Buty, przybory do golenia, szampon i żel pod prysznic, a także szczoteczkę do zębów. To, co mogło się zużyć, po prostu wyrzuciła, a buty zaniosła do jego pracowni. Pomyślała, że kiedy nadarzy się okazja, odda je jakiejś opiece społecznej. Nie była w stanie spakować jego ubrań. Lubiła wodzić palcami po gładkich marynarkach i wdychać w nozdrza zapach jego swetrów. Robiła to codziennie. Ale wiedziała, że kiedyś przyjdzie dzień, w którym będzie w stanie zrezygnować z większości jego rzeczy i zanieść je do miejsca, które już zawsze będzie należało do niego – do pracowni.
Rozmyślając o swoich poczynaniach, zorientowała się, że udało jej się czymś zająć myśli i oderwać je od żałoby, morderstwa i Doriana. Niestety ilekroć ściągała słuchawki i siedziała bezczynnie w złowrogiej ciszy, w głowie wciąż przetaczały jej się te same obrazki. Nie mogła tak dłużej. Od śmierci Ernesta minęło kilka miesięcy. Wciąż nie mogła o tym zapomnieć, ale wydawało jej się, że pozbierała się na tyle, by wrócić do pracy. Przynajmniej miałaby jakieś zajęcie. Tylko to mogło jej pomóc wrócić do normalności. To, i zakończenie śledztwa. A skoro na to drugie nie miała żadnego wpływu, musiała wybrać opcję numer jeden.
Następnego dnia, ubrana w czarno-biały kostium, stanęła przed kliniką. Mogła zadzwonić do swojej wspólniczki, ale wiedziała doskonale, że ta nie uwierzy jej, że jest już gotowa. Musiała przekonać ją osobiście. Najpierw wpadła na Małgosię, ich asystentkę. Kobieta powitała ją sympatycznym, odrobinę niepewnym uśmiechem. Widać było, że nie wie jak się zachować.
- Tak się cieszę, że panią widzę – powiedziała.
- Wzajemnie – odparła Łucja szczerze.
- Jak się pani czuje? Wszystko dobrze?
Łucja skinęła głową.
- Właśnie dlatego przyszłam. Zamierzam wrócić do pracy. Sara jest u siebie?
- Tak, jest wolna. Następnego pacjenta ma za pół godziny – oznajmiła Małgorzata.
- Doskonale – rzekła kobieta i nie czekając dłużej poszła do gabinetu koleżanki.
Los złączył je ze sobą całkiem przypadkiem. Wcześniej klinika należała do profesora, który wykładał na jej uczelni. Dostała tu pracę, bo była najlepszą studentką na roku i po odbyciu praktyk, profesor zaproponował jej stanowisko i pracę na 3/4 etatu. Miała pracować dużo i zarabiać mało, ale nie przeszkadzało jej to. Szef był bardzo wymagający i niekiedy złośliwy. Mało kto potrafił z nim wytrzymać. Ale jej się udało. Po roku dostała pełny etat i poważniejsze pieniądze. Nie musiała już brać na siebie obowiązków, które nie należały do jej kompetencji. Po dłuższym czasie profesor, chcąc nie chcąc, odszedł na emeryturę i przekazał klinikę w ręce swojej córki, która do tej pory pracowała za granicą. Mimo iż była starsza od Łucji, chętnie słuchała jej rad, ponieważ prowadzenie kliniki w Polsce, wyglądało inaczej niż praca w poradni małżeńskiej w Bostonie. Obie pracowały jak szalone, by wyrobić mocną pozycję na rynku. W końcu Sara doceniła to i uczyniła z Łucji swoją wspólniczkę. Bardzo dobrze się rozumiały, głównie dlatego, że i tak to Sara miała ostatnie zdanie, a Łucja to respektowała. Dlatego bała się, że koleżanka nie pozwoli jej wrócić do pracy. Mimo całej wiary w nią, Łucję, dobre imię kliniki było dla Sary najważniejsze. Zapewne nie ryzykowałaby go, wiedząc, że Łucja może rozsypać się podczas sesji i zrobić widowisko. Dlatego ta, musiała udowodnić jej, że nic takiego się nie stanie.
Zapukała do drzwi jej gabinetu i słysząc donośne "proszę", weszła do środka. Sara na jej widok, szybko podniosła się z fotela.
- Łucja, jak dobrze cię widzieć – powiedziała, wyciągając ramiona w jej stronę. - Jak się trzymasz?
Kobieta odwzajemniła uścisk i uśmiechnęła się lekko.
- Dobrze. Na tyle, by wrócić do pracy.
Sara uniosła brwi zaskoczona.
- Może usiądźmy. - zaproponowała.
Łucja uznała to za zły znak.
- Zanim powiesz mi, że powinnam dać sobie jeszcze trochę czasu, wysłuchaj mnie... Od śmierci Ernesta nie mogę sobie znaleźć miejsca. Na początku nie widziałam nawet sensu we wstawaniu z łóżka. Teraz jest już lepiej. Kiedy organizowałam wystawę na jego cześć, tę na którą nie mogłaś przyjechać, czułam się wolna. Wolna od tego wszystkiego co mnie ostatnio spotkało. Wiesz dlaczego? Bo miałam się czym zająć. Bo załatwiając sprawy organizacyjne, mogłam rozmawiać z ludźmi, którzy nie pytali co chwilę jak się czuję, czy wszystko w porządku. Chcę tego. Potrzebuje normalności. Jeśli zostanę dłużej w pustym domu, nigdy mi się to nie uda – stwierdziła.
Sara patrzyła na nią w milczeniu, długo się jej przypatrując.
- Okej. Dostaniesz na początku trzech starych pacjentów. Tych, którzy najbardziej zrzędzą i koniecznie chcą cię z powrotem. Jeśli coś pójdzie nie tak, rozkleisz się, dostaniesz napadu złości, zauważalnie wyłączysz się podczas sesji, idziesz na zwolnienie. Jasne?
Łucja skinęła głową, uśmiechając się jak dziecko.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę.
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz – powiedziała Sara, kręcąc lekko głową. Wydawała się zatroskana, ale i trochę zadowolona. - Jeśli wszystko pójdzie dobrze, zaczniemy normalnie umawiać twoje spotkanie z pozostałymi pacjentami. Na razie zostaną u mnie i u Władka.
- Okej, nie ma problemu.
Łucja wstała i podeszła do Sary, żeby ją ucałować.
- Nie pożałujesz – zapewniła i pożegnała się szybko, żeby jej koleżanka nie zdążyła zmienić zdania. Pomachała Małgosi na pożegnanie, bo ta właśnie rozmawiała przez telefon, i poszła do swojego samochodu. Po drodze wstąpiła jeszcze do sklepu, żeby kupić sobie coś dobrego na kolację, a potem pojechała już prosto do domu. Kiedy zaparkowała i wyciągnęła zakupy, dostrzegła na ganku jakąś paczkę. Nie był to żaden karton. Z daleka wyglądało to jak wielka koperta. Kiedy podeszła bliżej, kształt wydał jej się znajomy. Chwyciła w dłonie dziwną przesyłkę, która bez wątpienia była obrazem otoczonym zwykłym pergaminem. Wyczuła pod palcami twardość ramy. Obraz był bardzo ciężki, dlatego najpierw wniosła zakupy, a potem wróciła po niego i zaniosła go do sypialni. Nie czekając dłużej, wzięła z kuchni nożyczki i przecięła sznurek, który zabezpieczał papier. Potem szybko go zdarła. Już po chwili żałowała, że to zrobiła. Przyłożyła dłoń do ust, by nie krzyknąć. Sięgnęła dłonią do obrazu i przesunęła nią po głębokich cięciach, które oszpeciły płótno. Widziała na nim siebie. W kawałkach. Obraz był zniszczony. Ktoś z premedytacją pociął jej portret, a potem przyniósł go do jej domu, by mogła się taką zobaczyć. Szok ustąpił miejsca przerażeniu. Nie, to nie był byle kto. Zrobił to zabójca Ernesta.
Dodał/a: Danielle. w dniu 19-11-2016 - czytano 1430 razy.
Słowa kluczowe: opowiadanie seks zdrada romans Danielle.


Komentarze (2)

L.dnia 2016-11-20 23:05:19.

Cudowne
Czekam na kolejne
Pozdrawiam

zakochana dnia 2016-11-26 08:31:01.

Wspaniałe! Już nie mogę doczekać następnego rozdziału! 💗


Prosimy o nie dodawanie danych osobowych, adresów e-mail, numerów komunikatorów, numerów telefonów itp.

Komentarz do "Oczy w kolorze kłamstw cz. 13"

(pole wymagane)

(pole wymagane)

(pole wymagane)