O dwa słowa za dużo. XII

Wylądowaliśmy na lotnisku w Albi. Dobra godzina jazdy do Paryża. Głównym celem przyjazdu tutaj są moi rodzice, mam dość niepewności z powodu tego, że mnie opuścili. Jak można było zrobić coś tak egoistycznego, zwłaszcza, że miałam tylko 10 lat. Równie dobrze mogli mnie zabić, gdyby nie Thomas prawdopodobnie bym już nie żyła albo pracowała w jakimś buredlu. Gdy byłam jeszcze w Rzymie wyszukałam ich adresu.Mieliśmy załatwiony już pokój w hotelu, oczywiście Kaspian się wszystkim zajął. Nie tracąc więcej czasu od razu z lotniska wybrałam się do restauracji, ponieważ zgłodniałam podczas podróży, w samolocie proponowano mi jedzenie, ale wolałam się nie narażać na puszczenie pawia. Kaspian nie jechał ze mną, ukłuło mnie uczucie żalu i rozczarowania. Dobrze wie, że dla mnie jest to ciężka chwila, ale On zamiast być tu ze mną woli załatwiać swoje sprawy. Moje myśli dręczy Iwan zastanawiam się, co będzie, jeśli mówił prawdę. Jakiś czas temu pracowałam z Ruskimi, ale straciłam do nich zaufanie po tym jak nie dostarczono mi pieniędzy za zlecenie. Cóż za ironia, że akurat w moim fachu uważa się ich za najlepszych i godnych zaufania. Weszłam do jednej z lepszych restauracji w dzielnicy, usiadłam przy stoliku w oknie i czekałam na kelnera. Nie minęło 10 minut a przede mną była już przepyszna sałatka grecka, lampka czerwonego wina i ciasto triramisu. Z każdym kolejnym kęsem sałatki czułam coraz większą sytość, kocham jeść pewnie dla tego wyglądam na taką, jaką jestem. Czyli zaokrągloną w niektórych miejscach, ale jak to mówią „Więcej ciała do kochania”. Zaśmiałam się sama do siebie, jeżeli Kaspianowi to nie przeszkadza to, czemu mi ma przeszkadzać. W każdym bądź razie będę to musiała spalić to na siłowni, muszę być szczupła i zwinna. Jak na moje metr sześćdziesiąt osiem i pięćdziesiąt dwa kilo wagi to raczej dobrze. Martwić się będę, gdy moja waga przeminie sześćdziesiątkę. Wypiłam do końca wino i wstałam z miejsca, kierując się do drzwi. Niechcący uderzyłam ramieniem jakąś dziewczynę.
-Przepraszam-Rzuciłam i szłam dalej, jednak zatrzymałam się, gdy rozpoznałam jej głos.
-Proszę, kogo my tu mamy.-Wykrztusiła kpiąco.
– Sophie jak miło Cię widzieć.-Powiedziałam z czystym sarkazmem. Sophie to „moja koleżanka” z pracy tej, w której muszę likwidować ludzi. Jesteśmy podobne ona tak jak ja także przybyła do zespołu, jako 10-cio latka. Nie lubiłyśmy się od samego początku później z antypatii przeszłyśmy na poziom nienawiści. Konkurowałyśmy ze sobą od zawsze czasami ona wygrywała czasami ja.
-Jak tam po nieudanej próbie zabicia Kaspiana.-Uśmiechnęła się chytrze.
-Nie mam czasu na dyskusję z Tobą, mam ważniejsze sprawy na głowie.
-Oczywiście idź do Niego.-Odparła.
-Skąd wiesz, że On żyję?!-Przecież Oni myślą, że zabili Kaspiana. A może próbuję mnie wybadać.
-Nie wiem, ale właśnie się wygadałaś głupiutka.-W tym momencie uszło ze mnie całe powietrze, ganiłam się w myślach żeby tylko jej nie zamordować. Podeszłam do niej i chwyciłam za łokieć, przybliżając na tyle by szepnąć jej coś do ucha.
-Jeśli piśniesz choćby jedno słówko Thomasowi bez namysłu Cię zabije.-Źrenice w jej oczach się rozszerzyły, co było oznaką strachu. Uśmiechnęłam się do niej, po czym ruszyłam w stronę wyjścia.
-Nie mnie powinnaś zabić.-Krzyknęła i pokazała palcem na Kaspiana jak się okazało, gdy się odwróciłam w stronę, którą pokazała. Zmarszczyłam brwi nie bardzo rozumiejąc, co miała na myśli. Wyszłam z budynku i ruszyłam w stronę auta. Oparłam się na drzwiach zakładając ręce na piersi. Byłam nieco zdenerwowana po spotkaniu z Sophie.
-Co tu robisz?!-Warknęłam.
-Kto to był?
-Mógłbyś mi najpierw odpowiedzieć a nie odpowiadasz pytaniem na pytanie?!
-Przyjechałem, bo chciałem Cię zobaczyć i podwieźć do rodziców. Chcę być miły to źle?-Zaczęło mi być wstyd przecież to nie jego wina, że Sophie tu jest.
-Czemu jesteś taka zdenerwowana?-Dodał po chwili.
-Sophie tu jest…
-Sophie? Kto to?
-Dziewczyna z mojej pracy. Szczerze za sobą nie przepadamy wręcz się nienawidzimy. Z wielką chęcią bym ją zatłukła.-Poczułam jak wzbierają się we mnie łzy przez gniew, który do niej żywię. Kaspian podszedł do mnie, jedną rękę oparł tuż przy mojej głowie a drugą objął mnie w tali. Poczułam jak na moje policzki wpływają rumieńce. Chciałam się jakoś ruszyć, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Nagle moje serce zabiło mocniej, gdy Kapsian przysunął się bliżej do mnie. Zdjął rękę z mojej tali i chwycił za brodę, uniósł ją lekko. Wstrzymałam oddech i przymknęłam powieki, pod wpływem jego dotyku przeszył mnie lekki dreszcz. Po chwili poczułam ciepło jego ust, całował mnie delikatnie i niespiesznie to było cudowne. Niestety musiałam to przerwać im dłużej zwlekłam z spotkaniem z rodzicami tym bardziej się flustrowałam. Odwróciłam się do Niego plecami otworzyłam drzwi i wsiadłam do samochodu. Obszedł auto i usiadł obok mnie. Podałam mu adres powiedział, że droga zajmie nam chwilę czasu. Ta chwila czasu ciągnęła się dla mnie zbyt długo. Gdy wreszcie stanęliśmy pod ich domem do gardła podeszła mi wielka gula, Kaspian chwycił mnie za dłoń, więc nieco się uspokoiłam.
-Muszę jechać gdzie indziej.-Powiedział spoglądając na mnie tymi pięknymi czarnymi oczami. Teraz byłam całkiem zrezygnowana, odwróciłam głowę żeby nie zobaczył moich łez.
-Dobrze, jedź.-Odparłam.
Wysiadłam z auta i podeszłam do drzwi domu moich rodziców. Wzięłam głęboki oddech i zadzwoniłam dzwonkiem. Chwilę później otworzyła mi kobieta o pięknych i długich kasztanowych włosach i miedzianych oczach. Łzy naszły mi do oczy, więc szybko przymknęłam powieki. Za nią stanął wysoki mężczyzna, którego od razu rozpoznałam. Jednak to prawda Veronica i Rafael żyją.Moja mama uśmiechnęła się do mnie a ja nagle straciłam głos,nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa.
-W czym mogę Ci pomóc słonko?-Odezwała się z troską w głosie.
-Nie poznajecie Mnie prawda?-Oczywiście to było pytanie retoryczne.Po chwili dodałam.
-Przypomnijcie sobie co zrobiliście 12 lat temu.-Uśmiech znikł z jej twarzy a mnie opuściło szczęście.Zacisnęła usta w wąską linię.
-Wejdź do środka.Nikt Cię nie śledził?-Ciekawe dlaczego tak bała się tego że ktoś mógłby mnie śledzić.Z pewnością nie dlatego że się o mnie martwiła.
Weszłam do środka,głęboko odetchnęłam i zaczęłam się rozglądać.Dom był przepełniony rodzinną atmosferą.Na kominku stały zdjęcia moich rodziców na wakacjach.Przebiegłam po nich wzrokiem aż w końcu zatrzymałam się na tym jednym które przykuło moją uwagę.Na tle zdjęcia było widać drzewo i huśtawkę,Rafael trzymał na barkach jakąś dziewczynkę a obok niego stała Veronica.Jak widać mają już córkę.Poczułam wzbierającą się we mnie zazdrość,łzy naszły mi do oczu.Na prawdę trudno było patrzeć na ich radosne twarze,żyli pewnie beztrosko co roku wyjeżdżali na wakacje.A ta mała zapewne ma cudowne dzieciństwo. Gdy oni nie przejmowali się niczym i żyli jakby nigdy nic ja uczyłam się rodzajów broni.Usiadłam na fotelu przy stoliku.Oni usiedli naprzeciwko mnie,Veronica z gracją założyła nogę na nogę i splotła na kolanie palce.
-Na samym początku wyjaśnię,że nie przyszłam was obwiniać o to iż mnie zostawiliście.Aczkolwiek nie zahamuję się do dodania uwagi że to co zrobiliście było kompletnie pozbawione jakiejkolwiek odpowiedzialności z waszej strony.Krótko mówiąc zachowaliście się egoistycznie i podle.
-Wiemy,więc jeżeli nie jesteś tu po to aby nas obwiniać to po co tu przyjechałaś?-Próbowałam się hamować w środku,po tym co mi zrobili mówią tylko że wiedzą iż zachowali się podle?!
-Dlaczego mnie zostawiliście?Dla lepszego życia,większej chaty?-Spytałam z ironią.
-Nie chcieliśmy dla Ciebie takiego życia przez jakie my musieliśmy przechodzić.
-Ahh no tak nie chcieliście żebym została zabójcą na zlecenie? Muszę was zdziwić nie udało się.Właśnie dzięki wam nim jestem.-Moja matka z sykiem wciągnęła powietrze.Wyraźnie zaskoczona tym co teraz powiedziałam.
-Dowiedzielibyśmy się gdybyś pracowała u Gigandetów.-Odparł Rafael oburzając mnie podejrzliwym wzrokiem.
-Pracowaliście u Kaspiana?-Powiedziałam szokowana,przecież jego firma i moja to wrogowie.Iwan miał rację co do Thomasa.
-Dla kogo pracujesz?!-Warknął mój ojciec wyciągając w moim kierunku revolver.Uśmiechnęłam się zjadliwie i bardziej rozsiadłam w fotelu.
-Mam nadzieje że jesteście ze mnie dumni ponieważ pracuję dla Thomasa Farella.Waszego największego wroga.
-Skąd znasz Kaspiana?-Chyba coraz bardziej się denerwował, ujrzałam kropelki potu na jego czole.
-Akurat składa się że łączy nas nie typowa znajomość.
-Nie wierze ci !-Warknął mrużąc oczy jakby myśląc co jeszcze dodać.
-Ona nie kłamie.-Wszyscy odwróciliśmy głowę w kierunku drzwi.Kaspian na jego widok przewróciłam oczami.Zawsze musi mi psuć zabawę.
-Właściwie to ja i Katherine jesteśmy razem.-Słysząc te słowa o mało się nie zadławiłam śliną.
-Co?-Zapytaliśmy chórem.Na twarzy Kaspiana pojawił się grzeszny uśmiech.
-Mam dla was ciekawą informację.Ja i Kath. mamy zamiar zabić Thomasa…

Dodał/a: Blind w dniu 15-02-2014 – czytano 1491 razy.
Słowa kluczowe: pożądanie uczucia akcja Blind
Kategoria: Pożądanie

Zobacz inne

Komentarze (1)

Blinddnia 2014-02-16 11:39:12.

Moje kochane przypominam o blogu na którym opowiadania pojawiają się szybciej ;*
http://everythinghasbeauty1world.tumblr.com/

Prosimy o nie dodawanie danych osobowych, adresów e-mail, numerów komunikatorów, numerów telefonów itp.

Komentarz do "O dwa słowa za dużo. XII"

(pole wymagane)

Leave a Reply

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.